Strona główna
opoka.org.pl
2020-10-04 11:39
Biuro Duszpasterstwa Emigracji Polskiej

Anglia: Z pamiętnika polskiego emigranta

O tym, jak zamieszkała w Anglii i nie tylko o tym…. Stourport-on-Severn to miejscowość w Anglii Środkowej, gdzie od wielu lat mieszka Pani Danuta Marszałek. Przyjechała do Wielkiej Brytanii w 1960 roku. Jako młoda dziewczyna, razem ze swoją siostrą odbyła podróż, która była punktem zwrotnym w jej życiu. Tu wyszła za mąż na stałe zakorzeniła się w nowym kraju.

Obchody rocznicy bitwy na Monte Cassino, 2009 rok. Danuta Marszałek (piąta od lewej strony), Stefan Marszałek ( trzeci od lewej strony

Wywiad przeprowadziła: siostra Halina Pierożak, Misjonarka Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej

- Z jakich stron Polski Pani pochodzi?

- Mieszkaliśmy w okolicach Łomży w miejscowości Miastkowo. Kiedy ojciec wrócił z niewoli niemieckiej przeprowadziliśmy się w 1946 roku do wioski Radosze w powiecie kętrzyńskim. Po wojnie Niemcy opuścili te tereny, rząd komunistyczny je zasiedlał, można było dostać ziemię za darmo. Ojciec wziął jej dużo - 27 hektarów a także dom i budynki gospodarcze. Moja siostra Marianna mieszka tam do dziś.

- W 1960 roku wyemigrowała Pani z Polski do Anglii, czekał tu na Panią korespondencyjny przyszły mąż. Czy było to Wasze pierwsze spotkanie?

- Pierwsze po latach. Rodzice męża i moja mama byli sąsiadami w Polsce. Stąd przyszły mąż pamiętał mnie, ale jako małą dziewczynkę. Był ode mnie starszy o dziesięć lat. Kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, a siostra dwadzieścia, razem przyjechałyśmy do Anglii. W Londynie na stacji miałyśmy się zgłosić do człowieka z biało-czerwoną opaską.

Był to wcześniej „umówiony” znak rozpoznawczy. Kiedy podeszłam do mężczyzny w opasce, moja siostra powiedziała: „Nie, nie to nie ten, patrz, tam stoi Stefan”. Rozpoznałam przyszłego męża z otrzymanego wcześniej w liście zdjęcia. Przedstawił się nam i pojechaliśmy do miejscowości Wrexham w Walii, a stamtąd do małej wioski Marchwiel. W pobliżu był też szpital wojska polskiego w miejscowości Penley.

- W jaki sposób utrzymywaliście kontakt wcześniej, zanim doszło do Pani przyjazdu do Wielkiej Brytanii? Czy pisaliście do siebie listy?

- Ponad dwa lata pisaliśmy do siebie. Organizatorką naszej znajomości i wyjazdu była przyszła teściowa. Po II wojnie światowej wraz z synami dotarła do Walii, niestety bez męża, gdyż zmarł on na Syberii. Teściowa była osobą bardzo przedsiębiorczą. Myśląc o przyszłości synów, starała się, aby ich żonami zostały dziewczyny z Polski, a nie Angielki. Czas korespondencji był równocześnie okresem organizowania wyjazdu z kraju. Starania teściowej zostały utrudnione w Polsce. Ktoś doniósł do ambasady, że ja i siostra nie jesteśmy jej rodziną i nie mamy prawa do wyemigrowania. Odmówiono nam otrzymania paszportu. Jednak nie zniechęciło to matki męża, która na nowo zaczęła zabiegać o nasz przyjazd, co tym razem zakończyło się sukcesem. 

- Mogłaby Pani przybliżyć historię męża? Jak on dotarł do Anglii?

- Rodzina męża została wywieziona na Syberię podczas II wojny światowej. Jego tato nie przeżył wojny, zmarł w Rosji  i tam został pochowany. Kiedy generał Anders utworzył oddziały wojskowe mąż włączył się do nich, następnie dotarł  do Włoch, gdzie podlegał dowództwu generała Andersa. Mąż walczył w bitwie pod Monte Cassino. Rodzina Stefana planowała po wojnie udać się do Stanów Zjednoczonych, ale ostatecznie zatrzymała się w Wielkiej Brytanii w obozie wojskowym dla Polaków, początkowo w Szkocji, a następnie w Wrexham w Walii. Najpierw na Wyspy Brytyjskie dotarła teściowa, a potem z Włoch przyjechał Stefan i jego brat. 

- Czy po latach udało się Wam razem wybrać na Monte Cassino?

- Tak. W 2009 roku pojechaliśmy na uroczyste obchody rocznicy bitwy o Monte Cassino. Ja byłam tam już wcześniej z wycieczką, a mąż pierwszy raz od czasu wojny. Bardzo przeżył ten wyjazd. Zostaliśmy zaproszeni przez Stowarzyszenie Polskich Kombatantów z Londynu. W obchodach brał udział ówczesny prezydent Polski Lech Kaczyński. Na cmentarzu odbyły się uroczystości państwowe. Mąż wspominał jak to miejsce wyglądało przed laty. Odwiedziliśmy groby kolegów, którzy razem z nim walczyli, robiliśmy zdjęcia. 

- Czy w 1960 roku było Pani trudno opuścić Polskę? Był to przecież pierwszy wyjazd zagraniczny? Jak wyglądały sprawy formalne, transport?

- Jak człowiek młody to idzie na ogień! Ja byłam tego przekonania, że jeśli ludzie dają sobie radę to i ja radę dam! Najtrudniej było nam zostawić w Polsce ojca i najstarszą siostrę. Wychowałyśmy się we cztery, jestem średnia, najmłodsza Jadzia zmarła w 1947 roku mając zaledwie sześć tygodni. Młodsza ode mnie Janina i ja wyemigrowałyśmy. Widocznie takie było przeznaczenie.

- Jeżeli mogę zapytać, co się stało z mamą?

- Nasza mama zmarła kiedy ja miałam dziesięć lat, a młodsza siostra osiem. Były to naprawdę ciężkie czasy. Miałyśmy nową mamę, której ja jakoś nigdy nie akceptowałam. W sercu nosiłam rodzoną mamę. Tak naprawdę druga mama była bardzo dobrą kobietą. Pojechałaby z nami na koniec świata. W dzień wyjazdu towarzyszyła nam w drodze pociągiem z Kętrzyna do Poznania. Tam się z nią pożegnałyśmy. Przesiadłyśmy się do pociągu jadącego do Niemiec, następnie do Holandii, skąd płynęłyśmy promem 8 godzin do portu Harwich w Anglii. I dotarłyśmy do Londynu.

Dziękuję Bogu, że znałam język rosyjski, który umożliwił mi porozumiewanie się w czasie podróży. Proszę sobie wyobrazić, że ani ja, ani moja siostra nie znałyśmy jednego słowa w języku angielskim.

- W jaki sposób dostałyście się z portu w Harwich do Londynu?

- Kiedy zeszłyśmy z promu, pokierowano nas do miejsca, z którego wyjeżdżał pociąg do Londynu. Jak wspominałam, komunikowałam się po rosyjsku, co również miałam zapisane w paszporcie: „biegle mówi po rosyjsku”.

- A czy łatwo było dostać paszport na taki wyjazd?

- Wszystko organizowała i opłacała teściowa. Funty w Polsce były wtedy „na wagę złota”. Teściowa pokryła koszty związane z wydaniem paszportu. Ufundowała nam bilet nie tylko do Anglii, ale także powrotny, na wypadek gdybyśmy nie zdecydowały się pozostać w Wielkiej Brytanii. Razem z siostrą postanowiłyśmy, że jeśli nam się chłopcy  nie spodobają, wrócimy do Polski. Po krótkim zapoznaniu z nimi, zdecydowałyśmy się, że jednak zostajemy. 

- Po jakim czasie od przyjazdu doszło do małżeństwa?

- Tak się złożyło, że siostra bardziej wpadła w oko bratu męża, a ja Stefanowi. Dwie siostry wyszły za mąż za dwóch braci. Oba śluby odbyły się jednocześnie w katolickiej katedrze w Wrexham w Walii po miesiącu od przyjazdu do Anglii. Niestety w tamtym czasie nie było możliwe, by ktoś z Polski mógł na naszą uroczystość przyjechać. Przyjęcie weselne miało miejsce w domu teściowej. Uczestniczyła w nim najbliższa rodzina i znajomi oraz ksiądz Czesław Wysocki, który błogosławił sakrament. W sumie, w uroczystości wzięło udział około 20 osób.

- W tak krótkim czasie udało się załatwić wszystkie formalności związane ze ślubem? W obecnych czasach to przecież niemożliwe…

- Teściowa była przedsiębiorczą kobietą. Znała księdza Polaka. Wszystko załatwiła. Mnie nic nie obchodziło jeśli chodzi o sprawy formalne związane ze ślubem. Moim zadaniem było przygotowanie sukienki i welonu. 

- W dzisiejszych czasach to niemożliwe, żeby po tak krótkiej znajomości wziąć ślub w Kościele. Zdarza się przecież, że ludzie znają się siedem, osiem lat zanim się pobiorą…

- I po roku się rozchodzą…. A my przeżyliśmy 58 lat razem. Nie przyjechałam tu do jakiegoś bogactwa. Po ślubie zostało mężowi w kieszeni tylko 10 funtów i nie mieliśmy mieszkania, można powiedzieć zostaliśmy „pod gołym niebem”.

Czytaj całość

www.emigracja.episkopat.pl

Więcej ważnych i ciekawych artykułów na stronie opoka.org.pl →


Podziel się tym materiałem z innymi:


 

Polecamy
2020-09-30 09:45:36
miniaturka

Stolica Apostolska za przedłużeniem Porozumienia z Chinami

22 października wygaśnie tymczasowe Porozumienie pomiędzy Stolicą Apostrolską a Chińską Republiką Ludową dotyczące nominacji biskupów.
2020-09-30 10:22:16
miniaturka

Dziecko w radomskim Oknie Życia

Siostry Matki Bożej Miłosierdzia znalazły w Oknie Życia nowo narodzonego chłopczyka.
2020-09-30 11:22:31
miniaturka

USA: atak hakerski na stronę wspólnoty charyzmatycznej

Kilka dni przed nominacją Amy Coney Barrett do Sądu Najwyższego USA na stronie internetowej grupy People of Praise – wspólnoty charyzmatycznej, do której ma należeć nominowana sędzia i jej rodzina – dokonano ataku hakerskiego.
2020-09-30 12:43:24
miniaturka

Anglia: O wojennej tułaczce i życiu na uchodźstwie

Pani Lucyna Smidt (Minkiewicz) urodziła się w Polsce, w wieku 6 lat opuściła kraj i już nigdy nie wróciła do rodzinnej miejscowości. Kiedy miała 13 lat dotarła do Anglii - po długiej podróży przez Rosję, Uzbekistan, Teheran i Indie…
2020-09-30 13:27:54
miniaturka

Franciszek w 1600 rocznicę śmierci św. Hieronima zachęca do miłowania tego, co on

W dniu dzisiejszym, we wspomnienie liturgiczne św. Hieronima, Papież Franciszek opublikował List Apostolski Scripturae Sacrae affectus poświęcony temu Ojcowi Kościoła.
2020-09-30 15:13:11
miniaturka

76. rocznica wyzwolenia Flandrii

Doroczne uroczystości na polskim cmentarzu wojennym w Lommel, w 76. rocznica wyzwolenia Flandrii przez Pierwszą Dywizję Pancerną Generała Stanisława Maczka zaplanowana na niedzielę, 27. września 2020 r., z uwagi na sytuację epidemiczną miała inny program niż w ubiegłych latach. Ambasador RP w Królestwie Belgii, Prezydent Miasta Lommel i przedstawiciele wojskowi złożyli wieńce przed pamiątkową tablicą na polskim cmentarzu w Lommel w imieniu społeczności polskiej i belgijskiej.