Zapomniany bohater

Uratował wiele tysięcy osób, w tym tysiące Żydów. Jest bohaterem narodów polskiego, węgierskiego i żydowskiego. Niestety, ten jeden z największych Ślązaków jest wciąż mało znany w Polsce i na świecie.

Henryk Sławik, bo o nim mowa, urodził się 16 lipca 1894 roku we wsi Szeroka, dzisiaj wchłoniętej już w obręb Jastrzębia-Zdroju na Śląsku. Był 9 dzieckiem swoich rodziców. Ukończył zaledwie szkołę ludową, ale wykształcony przez państwo pruskie, doskonale posługiwał się językiem niemieckim. Szkoła pozwoliła mu zdobyć na tyle szeroki zakres wiedzy ogólnej, że stało się to podstawą do tego, by uzupełnić później wiedzę samodzielnie.

Nie istnieją dowody na to, jakoby uczestniczył w powstaniach śląskich. Dostępna jest natomiast wiedza na temat jego udziału w kampanii plebiscytowej na Górnym Śląsku. Angażował się w nią intensywnie i nawoływał do głosowania za inkorporacją Górnego Śląska do Polski.

Pięćdziesiąt razy przed sądem

Po przyłączeniu części Górnego Śląska w 1922 roku do Polski zaangażował się w działalność polityczną i społeczno-kulturalną, stając się jedną z ważniejszych postaci ruchu socjalistycznego. W tym samym roku został prezesem Zarządu Okręgowego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego Młodzieży Robotniczej „Siła”, a w rok później został wybrany członkiem zarządu. Ciekawostką może być fakt, iż w 1927 roku stał się wiceprezesem Rady Sportowej Robotniczych Klubów Sportowych w województwie śląskim.

Równolegle troszczył się o najbardziej pokrzywdzonych. Wspomagał między innymi górników z Giszowca, strajkujących w imię poprawy bytu. Działał również w samorządzie – był przez ponad rok w Radzie Miejskiej Katowic. W 1928 r. ożenił się z warszawianką Jadwigą Purzycką. Po dwóch latach przyszła na świat córka Jadwigi i Henryka – Krystyna.

Sławik był także dziennikarzem związanym z „Gazetą Robotniczą”. Po przewrocie majowym, Sławik opowiedział się w górnośląskiej PPS w grupie opozycyjnej wobec rządów Piłsudskiego, dlatego między innymi został mianowany naczelnym „Gazety Robotniczej”. Gorąca temperatura sporu politycznego sprawiła, iż Sławik stał się celem ataków, a jego gazeta przeżywała ogromne trudności finansowe. W 1926 roku jako szef dziennika stanął po raz pięćdziesiąty przed sądem.

Jego zdecydowane opowiedzenie się za Polską, a także działalność w czasie powstań i plebiscytu sprawiła, że jego nazwisko Sławik znalazło się w przygotowanej przez hitlerowców specjalnej księdze gończej. Dlatego mimo zaangażowania w przygotowania do obrony, widząc błyskawiczne postępy Wermachtu, w pierwszych dniach września opuścił Górny Śląsk, a następnie przekroczył granicę kraju. Nie wiedział wtedy, że jest to krok definitywny i już nigdy nie wróci do Polski.

Spotkanie z Antallem

Jak wielu uciekinierów z Polski po kilkunastu dniach wędrówki znalazł się na Węgrzech. Miał to być krótki przystanek w drodze do Francji, gdzie zamierzał wstąpić do tworzących się tam Polskich Sił Zbrojnych. Przypadek sprawił, że zwrócił na niego uwagę urzędnik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – József Antall, oddelegowany przez rząd Królestwa Węgier do opieki nad polskim uciekinierami. Sławik przykuł jego uwagę odważnie występując w obronie Polaków i sugerując, że gościnność Węgrów doprowadza jedynie do tuczenia i rozpijania uchodźców, a im potrzebne są warunki do pracy i nauki. Antall zaproponował Sławikowi współpracę, a nawiązana wówczas relacja trwała już do końca życia Sławika.

Na początku następnego roku Henryk Sławik został delegatem Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej emigracyjnego rządu RP oraz prezesem Komitetu Obywatelskiego do spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech. Jego praca wymagała delikatności i dyplomacji – w 1939 roku Węgry były milczącym sojusznikiem Hitlera, a jednocześnie utrzymywały przyjazne stosunki z aliantami.

Komitet zajmował się opieką socjalną i medyczną, pomagał znaleźć pracę, a także organizował spotkania. Na Węgrzech wychodziła także polska prasa. Powstała również polska szkoła, w której uczyło się kilkaset dzieci i młodzieży, a Komitet uznano za oficjalne przedstawicielstwo Polaków na Węgrzech. Sławik wspomagał również polską oświatę poprzez prowadzenie świetlic, w których odbywały się wystawy i występy polskich, i węgierskich zespołów. Działalność Sławika nie uszła uwadze Niemców, którzy aresztowali go na kilka miesięcy, a następnie, dzięki interwencji Antalla, przenieśli do obozu znajdującego się na terenach polskiej szkoły, skąd dalej kierował organizacją pomocy dla Polaków. Wcześniej czy później, wśród osób, którym pomagał musieli znaleźć się Żydzi.

Polski Wallenberg

Pomoc Żydom wymagała szczególnej odwagi, ale też delikatności i przebiegłości. Aby zapewnić polskim Żydom bezpieczeństwo, należało zaopatrywać ich w fałszywe dokumenty chrztu i polskie paszporty. Żydom zmieniano nazwiska według ograniczonego wykazu. Na liście nie było wielu polskich nazwisk; wśród uratowanych pojawiło się więc podejrzanie dużo Bemów, Matejków i Mickiewiczów. Same dokumenty nie załatwiały jednak problemu, dlatego Sławik i współpracujący z nim Węgrzy przerzucili część chcących walczyć Żydów do jugosłowiańskiej partyzantki, a resztę bezpiecznie umieścili na węgierskiej prowincji. O wielu działaniach w tej kwestii wiedzieli wyłącznie Sławik i Antall.

Antal przyczynił się także do zorganizowania sierocińca w miejscowości Vac, około 30 km od Budapesztu. Oficjalnie był to Dom Sierot Polskich Oficerów. Faktycznie mieszkała w nim około setka dzieci pochodzenia żydowskiego ze zmienionymi dokumentami, które udawały dzieci katolickie. W uwiarygodnianie ośrodka mocno zaangażował się Kościół katolicki. Placówkę odwiedził nawet nuncjusz apostolski, abp Angelo Rotta. Niesamowite jest to, że ocalały wszystkie dzieci z Vac.

Działalność Sławika nie mogła ujść uwadze Niemców. Zarówno Sławik jak i Antall zostali aresztowani i postawieni przed sądem. Podczas przesłuchań, którym towarzyszyły tortury Henryk Sławik nie wydał węgierskiego przyjaciela. Do końca upierał się, że ponosi całkowitą odpowiedzialność za zarzucane mu czyny. Dzięki jego postawie Antall przeżył wojnę. Henryk Sławik po śledztwie trafił do obozu w Mauthausen, gdzie został rozstrzelany w sierpniu 1944 roku. Jego ostatnimi słowami był okrzyk „Niech żyje Polska!”.

Pomnik w Katowicach

Po wojnie postać Sławika została całkowicie wymazana z pamięci zbiorowej, mimo usilnych starań Antalla, który aż do śmierci w roku 1974 roku bezskutecznie starał się o przywrócenie Sławikowi właściwego miejsca w historii.

Dopiero po roku 1989, dzięki staraniom węgierskich przyjaciół, jego historia wróciła do łask. Stało się to także dzięki świadectwu uratowanego przez Sławika i Antalla dyplomaty izraelskiego, Henryka Zvi Zimmermanna, który przypomniał o obu mężczyznach. Polskie Radio ma w swoich archiwach zarejestrowane słowa Zimmermanna, będące opowieścią o Henryku Sławiku. On sam szacował liczbę uratowanych przez Sławika Żydów na około 30 tysięcy.

Dzięki staraniom Zimmermanna w 1990 r. Sławikowi przyznano pośmiertnie Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, a w rok później ten sam medal otrzymał József Antall. W 2004 roku powstał film dokumentalny „Henryk Sławik – Polski Wallenberg” według scenariusza i w reżyserii Marka Maldisa i Grzegorza Łubczyka. Od kilku lat w Katowicach stoi pomnik Sławika i Antalla. Pojawiła się też, nieudana co prawda, próba nadania lotniskowi w Katowicach imienia Henryka Sławika, ale wokół której było głośno. Mimo tych inicjatyw ciągle zbyt mało ludzi zna zżyci wielkiego polskiego i śląskiego bohatera.

Współfinansowano ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości

Zapomniany bohater Zapomniany bohater

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama