Zaczynam dzień z Ewangelią

„Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!” Spotkanie z Bożym przebaczeniem podnosi z paraliżu. Mogę wziąć swoje łoże, czyli mogę nieść swój krzyż, ciężar powołania, choroby, losu. I mogę iść do domu. Człowiek wyzwolony z paraliżu może służyć innym, sparaliżowanym. Może innych zanosić przed oblicze Jezusa.

Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>

Najtrudniej faryzeuszom

1. „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”. Bóg widzi inaczej niż człowiek. Może nam się wydawać, że najważniejsze jest zdrowie, odzyskanie sprawności ciała, ale Jezus dostrzega najpierw paraliż duchowy. Czy nie czujemy się czasem wewnętrznie sparaliżowani? Nieraz człowiek próbuje się modlić, ale leży jak kłoda i nic. Żadnej wzniosłej myśli, żadnych uczuć, wzruszeń, natchnień, kompletnie wyzerowany. Ale jeśli mimo paraliżu duchowego leżę przed obliczem Pana, to już jestem uratowany.

2. „On bluźni”. Tak myśleli faryzeusze. „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach?” Jakie myśli nas nurtują? Czy w konfesjonale naprawdę Bóg odpuszcza grzechy? Po co mam się w ogóle spowiadać przed księdzem? Na Zachodzie już dawno doszli do tego, że lepsza jest ogólna spowiedź, konfesjonały służą za schowek na mopy. A w ogóle, to skąd mam wiedzieć, czy to grzech, czy nie? A może to wszystko kwestia umowna, kulturowa, wynikająca z wychowania, przecież nie żyjemy w średniowieczu… Jakie myśli nas nurtują? Co mnie niepokoi? Co podmywa zaufanie w moc Jezusa obecną w Kościele?

3. „Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!” Spotkanie z Bożym przebaczeniem podnosi z paraliżu. Mogę wziąć swoje łoże, czyli mogę nieść swój krzyż, ciężar powołania, choroby, losu. I mogę iść do domu. Człowiek wyzwolony z paraliżu może służyć innym, sparaliżowanym. Może innych zanosić przed oblicze Jezusa.

4. „A tłumy… wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom”. Świadkowie uzdrowienia paralityka są zdumieni, wystraszeni, ale stają się w końcu wielbicielami mocy Bożej działającej przez Jezusa. Bóg jest Bogiem niespodzianek. Gdzie nie ma zdolności do zdumienia, tam traci się zdolność do wielbienia, pojawiają się apatia, zniechęcenie, wypalenie, a na końcu totalny paraliż.

5. Kim jestem w tej scenie? Niosącym chorych przed oblicze Jezusa? Albo sparaliżowanym? Jeśli tak, to co mnie paraliżuje? Nałóg, egoizm, pycha, nieczystość, zawiść, inny grzech? A może nurtują mnie myśli pełne zwątpienia jak faryzeuszy? A może jestem tym, który wciąż na nowo zadziwia się Bogiem i potrafi Go wielbić? Być może odnajduję się po trochu w każdym z tych miejsc. Jedno jest pewne. Z każdego miejsca można dojść do Jezusa. Choć najtrudniej z pozycji faryzeusza.

« 1 »

reklama

reklama

reklama