Zaczynam dzień z Ewangelią

Chrystus nie jest „słodkim Jezuskiem”, który na wszystko się zgadza i niczego nie wymaga. Owszem, przebacza grzesznikom, ale grzech nazywa po imieniu. Wierność Jezusowi nie jest równoznaczna z tzw. świętym spokojem. Noszenie krzyża nie jest czymś przyjemnym. Jest ogniem!

Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>

„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął!” Ogień w Biblii jest symbolem wieloznacznym. Może oznaczać zniszczenie, karę, sąd i gniew Boży, ale także oczyszczenie, oświecenie, miłość. W dniu Pięćdziesiątnicy Duch Święty objawił swoją obecność pod postacią języków ognia, które spoczęły na każdym z obecnych. Ogień, o którym mówi Jezus, oznacza działanie Boga w nas. Duch Święty oczyszcza serca, zapala miłością, przekształca nas, uświęca. Ten Boży ogień płonie w świętych. Ile we mnie tego żaru? Religia mdła, nijaka, niewymagająca, politycznie poprawna, płaska, grzeczna jest niestrawna. Bóg jest ogniem. Jeśli żyje we mnie naprawdę, musi mnie palić. Albo jako wyrzut sumienia (ogień sądu), albo jako szalona miłość, która dodaje skrzydeł. 

„Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie”. Jezus nazywa tutaj chrztem swoją mękę i śmierć. Krzyż będzie tym momentem podłożenia owego ognia, który ma zapalić świat. W Starym Testamencie mowa jest o „ogniu z nieba”, który spalał ofiary składane przez ludzi. Jan Paweł II naucza: „Przez analogię można powiedzieć, że Duch Święty jest «ogniem z nieba» działającym w głębi tajemnicy krzyża. (…) Jako Miłość i Dar zstępuje niejako w samo serce ofiary, która jest składana na krzyżu. Nawiązując do tradycji biblijnej, można powiedzieć: spala tę ofiarę ogniem Miłości, która jednoczy Syna z Ojcem w trynitarnej komunii”. Duch Święty chce spalić i nasze niedoskonałe ofiary, modlitwy, cierpienia – zamienić to w ogień ku chwale Ojca, w życie Boże.

„Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam”. Boży ogień wprowadza zamieszanie. Dlaczego? Bo napotyka opór tych, którzy nie mają ochoty płonąć. I wtedy pojawia się rozłam. Jezus przynosi pokój zbudowany na prawdzie i miłości, nie na dyplomacji. Tego pokoju doświadczają ci, którzy przyjmują tę prawdę i miłość. Podział bierze się z powodu ich odrzucenia, a czasem prób całkowitego wyeliminowania. Kiedy Jezus chodził po ziemi, wielu szło za Nim, aby Go naśladować. Ale byli też i tacy, którzy kombinowali, jak Go zabić, i którzy w końcu Go ukrzyżowali. Dziś jest tak samo. Jezus ma sporo uczniów, którzy idą za Nim. Są jednak i tacy, którzy chcą wymazać Jego imię z powierzchni ziemi albo przynajmniej zneutralizować Jego przesłanie, stępić ostrze, zredukować do humanizmu bez Boga.

Dzisiejsza Ewangelia przypomina o tym wymiarze życia chrześcijańskiego, o którym chce się często zapomnieć, a mianowicie o walce duchowej. Chrystus nie jest „słodkim Jezuskiem”, który na wszystko się zgadza i niczego nie wymaga. Owszem, przebacza grzesznikom, ale grzech nazywa po imieniu. Przestroga przed piekłem i wyganianie złych duchów (egzorcyzmy) – to także jest Ewangelia. Wierność Jezusowi nie jest równoznaczna z tzw. świętym spokojem. Noszenie krzyża nie jest czymś przyjemnym. Jest ogniem!

« 1 »

reklama

reklama

reklama