Szczęśliwe królestwo

- Posiadanie dzieci pozwala na szaleństwa na placu czy sali zabaw, pomimo tego, że już się jest dorosłą osobą. To takie drugie dzieciństwo - mówi Monika. O życiu rodzinnym i o radości z posiadania potomstwa z Moniką i Łukaszem Branny rozmawia Agnieszka Czylok.

Jak Państwo wspominają chwile, w których się poznali?

Monika: Poznaliśmy się w pociągu, było to w 2010 roku, w drodze na rejs szkoleniowy na Mazury. Początkowo siedzieliśmy w innych przedziałach, ale nas przesadzili i posadzili obok siebie. Na miejscu trafiliśmy na ten sam jacht. Łukasz, tak naprawdę, nie musiał już jechać na ten rejs, bo miał już patent żeglarza, ale postanowił pojechać z kolegą, któremu nie udało się rok wcześniej zdać egzaminu. Na tym rejsie przypadliśmy sobie do gustu. Łukasz okazał się wtedy miły, troskliwy i, co chyba najważniejsze, potrafił gotować. Po powrocie z tego rejsu staraliśmy się co tydzień spotykać. Było to dość wymagające i kosztowne, ponieważ Łukasz jest z Goleszowa, a ja jestem z Rudy Śląskiej. Także raz widywaliśmy się w Katowicach, innym razem w Cieszynie, jadąc wcześnie rano autobusami i wracając wieczorem. Oboje poszliśmy studiować na Politechnice Śląskiej. Wtedy mogliśmy już prawie codziennie widywać się po zajęciach.

Oświadczyny, pierwsze chwile w małżeństwie... Jak to wyglądało?

Monika: Łukasz oświadczył mi się po roku studiowania. Rok później, czyli w 2014, wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem w Gliwicach. Naprawdę bardzo dobrze mieszkało nam się we dwójkę, jednak po jakimś czasie stwierdziliśmy, że jest trochę „nudno” i pusto w domu. I tak w ostatnim semestrze studiów byłam już w ciąży. W siódmym miesiącu ciąży obroniłam się, a dwa miesiące później, był to rok 2016, przyszła na świat Ania.

Czym zajmują się Państwo w codzienności i jak godzą pracę z rodziną, z wychowywaniem dzieci?

Monika: Ja na samym początku nie pracowałam. Zajmowałam się Anią i domem. Jednak córce bardzo brakowało towarzystwa innych dzieci i kiedy miała trochę ponad roczek, zapisaliśmy ją do żłobka. Zaczęliśmy wówczas szukać także jakiegoś większego mieszkania w Rudzie Śląskiej, żeby móc być bliżej rodziny. Przez długi okres czasu nie mogliśmy znaleźć niczego takiego, co by wydawało się nam sensowne, aż przypadkiem dowiedzieliśmy się o domkach szeregowych, które nie tak daleko rodziny były budowane. Umówiliśmy się z brokerem, który nam oznajmił, że nie mamy żadnej zdolności kredytowej. Cóż, zaczęłam więc szukać pracy jako programista. Początkowo na pół etatu, a potem na cały. Udało nam się więc kupić dom, który mąż powoli sam wykańcza. Aktualnie jestem na urlopie macierzyńskim, bo urodziło się nam drugie dziecko i znowu mam bardzo dużo czasu dla rodziny.

Łukasz Branny: A ja pracuję jako inżynier. Czas dla rodziny mam po pracy, której godziny mogę swobodnie dobierać pod kątem najlepszego wykorzystania czasu.

A kiedy pojawiły się dzieci, Ania i Bartuś, to co się zmieniło w Państwa życiu?

Monika i Łukasz: Kiedy pojawiły się dzieci, byliśmy bardzo szczęśliwi, ale też zmęczeni i przerażeni tym, jak sobie poradzimy w tej nowej sytuacji. Teraz to już na pewno nie było czasu na nudę. Nie było nawet za bardzo czasu dla siebie. Przez pierwsze tygodnie babcia gotowała nam obiady, a co jakiś czas mama przychodziła mi pomóc. Jednak przez dłuższy czas nie mogliśmy się wyspać, bo mała nie chciała przesypiać nocy i to prawie do trzeciego roku życia. A pół roku później urodził się Bartuś i znowu nie śpimy po nocach, choć z Bartusiem już jest jednak trochę łatwiej, bo już wiemy, jak zajmować się maluszkiem. Z drugiej strony trudno nam było początkowo godzić zajmowanie się jednym i drugim dzieckiem. Tutaj z pomocą przyszła moja mama, która praktycznie codziennie przychodziła i bawiła się z Anią oraz pomagała nosić Bartusia. I aż do tego czasu nam bardzo pomaga. Odbiera Anusię z przedszkola, prasuje ubranka dla małego. Na szczęście Ania jest zachwycona swoim młodszym braciszkiem. Stale by go głaskała i przytulała. Nie jest o niego zazdrosna i bardzo nam pomaga przy opiece nad nim.

To pięknie, że mają taką relację od małego. Czyli bycie mamą i tatą wniosło do Państwa życia dużo pozytywów…

Monika: Tak, przede wszystkim dużo radości z odkrywania świata razem z takim małym brzdącem. Musiałam nauczyć się być bardziej cierpliwa, bo powrót do domu trwał już pół godziny, a nie pięć minut. Wszystkie kwiatuszki, patyczki, kamyczki po drodze były ciekawe. Stałam się również bardziej odważna. Plusem jest także to, że posiadanie dzieci pozwala na szaleństwa na placu czy sali zabaw, pomimo tego, że już się jest dorosłą osobą. To takie drugie dzieciństwo. Nasz syn Bartuś wniósł niesamowicie dużo radości, ponieważ jest to dziecko, które bez przerwy się uśmiecha i prawie w ogóle nie płacze. Opieka nad Bartusiem jest o wiele bardziej prosta, jak widzi się tak często ten jego śliczny uśmiech.

Czują się Państwo szczęśliwi?

Łukasz: Zdarzają się trudne chwile, jak w każdej rodzinie. Nie mamy często obecnie czasu dla siebie, bo dwójka dzieci, praca i dom do wykończenia na głowie to dość dużo. Jednak jesteśmy szczęśliwi. Kiedy widzi się uśmiech na twarzach swoich dzieci, to wszystko staje się piękniejsze.

Monika: Łukasz bardzo mi pomaga w opiece. Przewija Bartusia, kąpie i usypia Anię. Czasem zrobi obiad. Mój mąż jest bardzo zaangażowany w życie rodziny. Tak, jesteśmy szczęśliwi.

« 1 »

reklama

reklama

reklama