Projekt 2500x10 dla dzieci z Ugandy - ich marzeniem jest czytanie książek

W odległej od Polski o 10 000 km wiosce Rugando, w rejonie Mitooma buduje się biblioteka dla dzieci, które całe życie marzą, żeby wreszcie móc czytać książki.

- Książkę do przedmiotu ma tylko nauczyciel, który każdy rysunek i graf przepisuje na tablicę, skąd dzieci kopiują je do zeszytu. Uczą się na pamięć na egzamin. Tyle, ile nauczyciel zdąży wytłumaczyć, taka wiedza musi im wystarczyć, gdyż nie mają dodatkowych źródeł informacji. Nie mają książek. Każde dziecko marzy o tym, by kiedyś rodzice mogli kupić im książki. Na wsi, takie życzenia dzieci jednak nigdy się nie spełniają - dzieli się Justyna Jarząbska, przebywająca w Ugandzie.

W Polsce sytuacja jest wręcz odwrotna: -  W polskich bibliotekach półki uginają się od książek, jednak oprócz studentów, stosunkowo niewielu czytelników odwiedza te kopalnie wiedzy i inspiracji. Plecaki uczniów przeładowane są książkami, co jednak nie oznacza, że są one źródłem ich szczęścia. Często wręcz odwrotnie. Dzieci nie doceniają tego, że w domu mają cały zbiór książek, encyklopedii i słowników. Obowiązek czytania lektur często interpretowany jest przez najmłodszych jako kara, a nie ogromna szansa, czy dar - dodaje Justyna Jarząbska.

Mija już trzeci tydzień odkąd Justyna Jarząbska jest w Ugandzie, gdzie nadzoruje budowę biblioteki, którą pracownicy budują bardzo szybko, mimo tego, że panuje tam czterdziestostopniowy upał. - Wiedzą, że dla ich dzieci to jest ogromna szansa i chcą, żeby sen całej wioski jak najszybciej się ziścił, dopóki Mzungu (biała osoba) jest w pobliżu, bo to znaczy, że pieniądze są też gdzieś blisko - dzieli się nadzorczyni budowy.

- Staram się im wytłumaczyć, że nie jestem bogatą „Amerykanką”, która przyjechała z walizką dolarów, ani nawet żadną organizacją. Powiedziałam im, że każda cegła tej biblioteki to wkład jednej osoby z Polski, moich przyjaciół, rodziny, ludzi dobrych woli, którzy dają tyle, ile mogą. Nie jest jednak łatwo dotrzeć do wielu ludzi, którzy boją się, że za ich pieniądze kupię sobie nowe szpilki. Słyszę też często, że lepiej pomagać w Polsce na miejscu. Tak, zgadzam się, ale nie do końca. Kiedy po organizacji spotkań w mojej pracy zostanie jedzenie, dzwonię wtedy do jadłodajni, ale tam, z różnych powodów nie zawsze jest możliwość przyjęcia jedzenia. Przede wszystkim, ponieważ u nas ludzie raczej nie umierają z głodu. Ludzie w Ugandzie na wsi, jedzą tylko jeden posiłek dziennie, i tylko to, co zbiorą z pola albo z drzewa. Kiedy razem z przyjaciółmi organizuję zbiórkę i chcemy oddać zabawki czy ubrania do domu dziecka, większość ośrodków jest już przepełniona darami. Z pewnością dzieje się tak dlatego, że Polacy lubią pomagać i lokalnie robią to coraz częściej. Ponieważ Afryka jest tak daleko i wciąż mamy bardzo ograniczoną wiedzę na temat sytuacji w poszczególnych krajach, trudno jest nam mieć świadomość, jak bardzo skala problemów i złożoność zjawisk czynią sytuację ludzi tragiczną - mówi Justyna Jarząbska, która nie pracuje w Afryce "od dziś".

- Ludzie zaczęli pomagać Afryce już w latach 60, nie zawsze ingerencja ta przynosiła więcej dobra niż złego. Chociaż nie pochwalam polityki wielu międzynarodowych organizacji pomocowych, skomplikowana sytuacja tego kontynentu nie zniechęca mnie do zaangażowania, bo wiem, że tak było, jest i będzie. Bieda i nieszczęście jednych, zawsze będzie źródłem dochodu drugich. Wiem też, że można inaczej. Kiedy nie mam już siły przekonywać niektórych wątpiących, dlaczego inwestycja w edukację zawsze ma sens, że dawanie wędki, a nie ryby jest wciąż potrzebne zadaję proste pytanie:
Dlaczego nie czekałeś na ingerencję organizacji, by od najmłodszych lat mieć łatwy dostęp do wody pitnej? Jaka jest Twoja zasługa, że Ty urodziłaś/urodziłeś się w Polsce? Dlaczego wszystko, co świat nazywa podstawowymi prawami człowieka masz za darmo – sen bez oczekiwanie na bomby, jedzenie bogate w składniki odżywcze, które wspomaga Twój prawidłowy rozwój i zdrowie, co najmniej trzy posiłki dziennie, wygodne łóżko… Dlaczego nie musiałeś prosić nikogo o pomoc, by móc czytać i pisać, by chodzić do szkoły? Dlaczego nie czekałeś na ingerencję organizacji, by od dziecka mieć łatwy dostęp do wody pitnej, czystej, po którą nie musisz chodzić 20 km dziennie, by dźwigać ją do domu, by móc gotować, robić pranie i jeszcze się umyć. Zdaję sobie sprawę, że świata nie zmienimy i nawet nie mam takiego pragnienia. Poznaję jednak tylu wspaniałych ludzi z potencjałem i ogromnymi zasobami, którym po prostu zabrakło trochę szczęścia, by móc urodzić się np. w Polsce i odnieść życiowy czy zawodowy sukces. Takim ludziom chciałabym pomagać. Mam tu na myśli chociażby takie osoby, które poznałam podczas tego pobytu, jak Amos dyrektor szkoły podstawowej w Rugando, który pracuje za 20 dolarów miesięcznie, oddaje całe swoje życie, by nie tylko uczyć dzieci, ale i kształtować ich charakter, rozwijać w nich człowieczeństwo, a dodatkowo na raty się dokształca eksternistycznie z pieniędzy, które uda mu się zaoszczędzić. Inny przykład lokalnego bohatera to ksiądz Charles, który umożliwia w tej samej szkole naukę dzieciom, których rodzice nie mają pieniędzy na opłatę czesnego, jeśli tylko przyniosą inwentarz, który zostanie wyceniony i wymieniony na możliwość nauki w szkole. Są to bohaterowie, którzy w samotności walczą o lepszą przyszłość nie tylko swoją, ale przede wszystkim dzieci. A te zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Bardzo ciężko pracują i są ambitne. Szkoła jest dla nich szansą na zmianę ich linii losu, a książki oknem na lepszą przyszłość. Niektóre dzieciaki mają po 10 lat, a mówią już bardzo dobrze po angielsku, jeśli porównamy ich poziom do poziomu w Polsce. Niestety, uczniowie cierpią z powodu dość kulawego systemu edukacyjnego – ich dzień zaczyna się od 5 rano od nauki, o 7 zaczynają się zajęcia, które trwają do 17. Później dzieci idą po wodę, robią pranie, myją się. Ta szkoła jest prywatną szkołą z bursą, więc dzieci mają to szczęście jeść posiłek nawet 2-3 razy dziennie, zawsze jednak to samo. Od 19 do 21 w ich planie dnia znów jest nauka i odrabianie pracy domowej. Kiedy weszłam do klasy, widziałam, że część dzieci spała na swoich notatkach. Taka pozycja wydaje się być nie gorsza od spania na deskach piętrowego łóżka bez materaca. Warunki są naprawdę prymitywne, a jednak wciąż głównym marzeniem są książki i dostęp do czystej wody - dzieli się świecka misjonarka.

Justyna Jarząbska została posłana na misje kilka lat temu z Łomży. Obecnie angażuje się w projekt "2500x10 dla dzieci z Ugandy". Chciałaby bardzo podziękować "wszystkim osobom, które były w stanie zrezygnować z jednej kawy na rzecz cegiełki biblioteki w Rugando". - Naprawdę wierzę, że nasze okruchy ze stołu są w stanie zmienić życie 7 letniej Patrycji, która pomimo niskiego wzrostu i choroby, jest najlepszą uczennicą spośród maluchów. Byłam zdumiona widząc, jak podczas apelu pomaga nauczycielom ustawiać w szeregu młodszych kolegów i koleżanki. Jestem przekonana, że nasza złotówka, za którą kupimy jutro okna do biblioteki wpłynie na życie Evas – dziesięcioletniej albinoski, którą rodzice ukrywali przed światem w domu i zgodzili się na jej naukę w szkole pod warunkiem, że będzie mieszkała w bursie. Dziewczynka w ciągu roku przegoniła w nauce swoich rówieśników i dziś, chociaż jej sytuacja finansowa i rodzinna jest bardzo przykra i niepewna, ma duże szanse na wykształcenie wyższe. Moim zdaniem, to właśnie sukcesy dzieci z ubogich rodzin mogą zmieniać Afrykę. Ci ludzie potrafią się dzielić i mają świadomość, że to właśnie korupcja bogatych ludzi jest do tej pory jednym z głównych czynników kulejącego systemu politycznego w Afryce - mówi posłana na misje nadzorczyni biblioteki.

Biblioteka ta będzie pierwszą biblioteką dla dzieci w całym rejonie Mitooma (odpowiednik polskiego województwa). Jednak ani rozentuzjazmowane dzieci, ani nauczyciele w szkole nie wiedzą, że brakuje jeszcze na okna, drzwi i dach i że wcale nie ma jeszcze pieniędzy na książki. Misjonarka nie chce się poddawać i prosi o wsparcie.

- Do tej pory udało mi się zebrać 2500 euro. Postawienie budynku to 5000 euro. Dodatkowo potrzebne są jeszcze pieniądze na wykończenie, wyposażenie i książki. W szkole uczy się ok. 500 uczniów, którzy zapytani, jaką książkę chcieliby przeczytać jako pierwszą, odpowiadają, że słownik. Biblioteka ma służyć w dalszej perspektywie całej wsi jako przeciwdziałanie analfabetyzmowi. Szkoła zapowiedziała, że będzie szukać możliwości organizowania zajęć dla dzieci i dorosłych z poza szkoły - mówi Justyna Jarząbska.

Szczegóły o projekcie znajdują się na facebookowej grupie. Firmy zainteresowane przekazaniem darowizny mogą przekazać pieniądze na stowarzyszenie VIDES.

źródło: Justyna Jarząbska /z Ugandy dla Portalu Opoka/

Zdjęcia i informacje o projekcie 2500x10 dla dzieci z Ugandy

« 1 »

reklama

reklama

reklama