Prof. Nalaskowski: 'Nowy świat' urodzi się z tego, co będziemy mogli do niego wnieść

Prof. Aleksander Nalaskowski w najnowszej swojej książce mówi odważnie o terrorze LGBT, zatrzymaniu świata w czasie pandemii i przyszłym "powirusowym świecie", jaki może się wyłonić w efekcie zaniku dotychczasowych wartości. Publikujmy fragmenty jego najnowszej książki pt. „Wielkie Zatrzymanie. Co się stało z ludźmi?” (wyd. Biały Kruk).

I tutaj też dochodzimy do ostatniego wątku niniejszych rozważań. Jak już wspominałem, powirusowy „nowy świat” urodzi się z tego, co będziemy mogli do niego wnieść, z tego, co ze „starego świata” uda nam się przenieść, a co jednocześnie będzie przydatne. Ale tego na pewno nie wiemy. Domniemamy na zasadzie prawdopodobieństwa. Wniesiemy więc wszystko, co mamy, i co nam zostanie. Zatem nie jest bez znaczenia, jaki był ów „stary świat” zanim się rozpadł, zanim zaczął pod naciskiem pandemii obumierać.

Ze sporą dozą pewności możemy przyjąć, że w tym wianie znajdzie się większość naszej bazy materialnej. Nie mamy bowiem innej niż ta, która istnieje. A w tym szczególne miejsce zajmą wszelkie produkty informatyczne, telekomunikacyjne, media przekazu. Nie wiemy, jaki los spotka czasopisma, gazety i książki. Być może, a niewykluczone, że właśnie za sprawą szkoły, status książki radykalnie się obniży. Oby nie… Ale nie to będzie chyba najważniejsze, bo w nową rzeczywistość wniesiemy również klimat i rezultaty sporów, dyskusji, polemik, awantur, histerii i „wojen domowych”. Czy zarzewia sporów wygasną i się zdezaktualizują, czy może tamte emocje przeniosą się do „nowego świata”? Czy podział na prawicę i lewicę społeczną utrzyma swoją aktualność?

Przedstawione dalej eseje stanowią zestaw na wskroś subiektywny. Przypominają nasze spory, które nie wygasły, nasze niezdecydowanie, redefiniowanie pojęć – niechaj symbolem będą tu tolerancja, równość, obywatelskość czy norma. Stawiają hipotezy, które być może nie mają już znaczenia albo wkrótce znaczenia się pozbędą. Ale stanowią jednocześnie zapis „tamtego”, przerwanego czasu. Ich ewentualna transmisja będzie bowiem funkcją dwóch czynników: pamięci i potrzeb. Pamięci, bo w niej przechowujemy dyskusje o istocie uniwersytetu, ludzkiej cielesności zredukowanej do pojmowania seksualności, istocie twórczości, o tym, czym jest siła, a czym słabość, o tym, jaka powinna być nasza pedagogika. Potrzeb, bo nawet najlepsze pamiętanie „tego, co było” zda się na nic, jeśli w „nowym świecie” problemy te zostaną zmarginalizowane do tego stopnia, że utracą jakiekolwiek znaczenie. Tak czy inaczej jest to nasze wiano. Tyle że nie wiemy, jak i czy w ogóle jego zawartość będzie istotna. Wiemy tylko, że jest. Lecz nie potrafimy przewidzieć, czy „stary człowiek” może się odrodzić w „nowym świecie”. Czy nasze poprzednie emocje zostaną tam, gdzie je wywołano i wygasną, czy jak energia nigdy nie znikną.

Aby odpowiedzieć na te i inne pytania musimy krytycznie się przyjrzeć owemu wianu i postawić pytanie zasadnicze, a w książce tytułowe – co się stało z ludźmi? Co się z nami stało, że nasze wiano na przyszłość jest właśnie takie, a nie inne?

(…)

Ze społeczeństwami pierwotnymi łączy nas już bodaj niewiele ponad niemożność pojęcia natury. Wprawdzie lepiej niż oni potrafimy tę naturę wykorzystywać, bo zbudowaliśmy koło, koło wodne, odkryliśmy elektryczność, skonstruowaliśmy samoloty i rakiety kosmiczne, ale wciąż, tak jak oni, dalecy jesteśmy od zrozumienia praw naturalnych, a zwłaszcza tego, dlaczego w ogóle działają. Cały czas odlegli jesteśmy od tajemnicy życia, powagi śmierci, zrozumienia fenomenu czasu, kosmosu i grawitacji. Nadto odkrywamy wciąż nowe prawa, mając cały czas niemal tę samą pewność, że nie pojmiemy, dlaczego w ogóle istnieją.

Tym, co nas zasadniczo różni od społeczeństw pierwotnych, jest przyrastająca wciąż liczba wytworzonych przez nas takich przedmiotów, których działania nie rozumiemy, a których na co dzień używamy 1. Nie tylko więc nie rozumiemy kamienia czy wodospadów ujawniających prawa natury, ale też nie rozumiemy, na czym polega działanie laptopa, automatycznej skrzyni biegów w aucie, kart do bankomatu, telefonu komórkowego, internetu, pilota do klimatyzacji i telewizora, cyfrowego aparatu fotograficznego, płyt kompaktowych, nawigacji GPS, USG i innych cudów, bez których nie możemy się obyć. Inny człowiek to dla nas wymyślił. I tym samym pozwolił odstawić maszynę do pisania, której działanie było w miarę zrozumiałe. Uwolnił nas od decydowania o tym, który bieg w aucie włączyć, umożliwił nienoszenie gotówki przy jednoczesnej możliwości dysponowania całymi swoimi zasobami, niekupowanie znaczków i niewysyłanie listów. Możemy też rzadziej korzystać z biblioteki. Ktoś uczynił nas „pod telefonem” całą dobę i wszędzie tam, gdzie jesteśmy. Pozwolił odłożyć na bok mapy drogowe i słuchać anonimowego głosu w nawigacji, robić setki zdjęć dziennie z możliwością ich natychmiastowego oglądu. Niewielka w gruncie rzeczy liczba wynalazców i konstruktorów z roku na rok karmi swoją inwentycznością kolejne miliardy użytkowników. Coraz więcej jest więc wytworów, których zwykły śmiertelnik nie jest w stanie pojąć, jakkolwiek z nich ochoczo i zupełnie bezrefleksyjnie korzysta. Garstka osób rozumie to, czego nie rozumieją pozostałe miliardy ludzi. Paradoksalnie, gram każdej wiedzy generuje tony niewiedzy. Skutkiem odkrycia mikroprocesora był m.in. skokowy wzrost i dostępność produktów, których działania powszechnie nie rozumiano.

Roman Schulz ćwierć wieku temu widział to jeszcze jako stadialny proces modernizacji. „Zasadniczym kierunkiem rozwoju pracy ludzkiej jest jej modernizacja. Proces ten – jak próbowaliśmy wykazać, przechodzi przez dwie fazy. Stadium pierwsze obejmuje całokształt zmian, jakim podlega działalność zawodowa ludzi w związku z przejściem społeczeństw od tradycyjnych (wiejsko-rolniczych) do nowoczesnych (miejsko-przemysłowych) form funkcjonowania. Operując terminologią stosowaną już wcześniej, można by powiedzieć, że jest to pierwsza faza modernizacji pracy ludzkiej; implikuje ona przejście od pracy tradycyjnej, praktykowanej w społeczeństwie wiejsko-rolniczym, do pracy nowoczesnej, praktykowanej w społeczeństwie miejsko-przemysłowym. Stadium drugie obejmuje wszystkie te transformacje, które wymusza przemiana społeczeństw industrialnych (i ich systemów wytwórczych) w postindustrialne. Fazę tę można określić jako drugie stadium modernizacji pracy ludzkiej; implikuje ono przejście od prac odtwórczych do twórczych i dokonuje się w ramach ukształtowanych już prac nowoczesnych lub prac nowo powstających” .

Warto zwrócić uwagę na atencję wobec tak rozumianego postępu i dające się wyczytać przekonanie, że zmiany mają charakter jednokierunkowy i pozytywny, a modernizacja pracy jest celem samym w sobie. Tym sposobem postęp, nowoczesność, wynalazczość stały się pewną obsesją współczesnych społeczeństw, której ceną jest nieprawdopodobne wręcz upowszechnienie sprzętów, tricków, zabiegów, których nie rozumiemy.

Patrząc historycznie, taka wiedza „tajemna” zarezerwowana niegdyś była tylko dla zielarzy, szamanów czy magików, którzy dokonywali zadziwiających „sztuczek”. Teraz nowi czarodzieje otaczają nas „sztuczkami” zewsząd, multiplikują je, masowo nimi handlują, czynią nieodzownymi w życiu. Już nie tylko niezrozumiała jest sama natura z jej prawami, ale i coraz większa ilość wytworów człowieka, wytworów kultury. Za cenę wygody i „oszczędzania czasu” systematycznie zamieniamy to, co zrozumiałe, na to, co niepojęte.


Fragmenty pochodzą z książki prof. Aleksandra Nalaskowskiego pt. „Wielkie Zatrzymanie. Co się stało z ludźmi?” (wyd. Biały Kruk). 

Więcej informacji o książce

« 1 »

reklama

reklama

reklama