Pamięć o Esterházym przejdzie te same koleje co pamięć o Rotmistrzu?

W kościele bł. Władysława z Gielniowa na Ursynowie upamiętniono sługę Bożego Jánosa Esterházyego. W niedzielę przypadła 120. rocznica jego urodzin. „Jest dramatem naszej współczesności, że dopiero kilkadziesiąt lat po odzyskaniu wolności zaczynamy na szerszą skalę dostrzegać takich ludzi jak Esterházy” – podkreślił prezes IPN na portalu wPolityce.pl.

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek w rozmowie z portalem wPolityce.pl podkreślił, że János Esterházy jest postacią, która tak jak rotmistrz Witold Pilecki powinna znaleźć się w centrum naszej pamięci: „Jest dramatem naszej współczesności, że dopiero kilkadziesiąt lat po odzyskaniu wolności zaczynamy na szerszą skalę dostrzegać takich ludzi jak János Esterházy. To postać, która powinna być symbolem naszej wspólnej obecności w Europie - Węgrów, Polaków, Słowaków. Jest ona świadectwem tego, czego doświadczyliśmy w starciu z totalitaryzmem”.

Dla Jánosa Esterházyego fundamentem była Ewangelia. Głosił hasło „Naszym znakiem jest Krzyż”, które obecnie Europa zdaje się odrzucać. „Europa cała odwraca się od Krzyża, chce wyrugować te wartości. Wartości, które Jánosowi Esterházyemu dawały siłę” – mówił prezes IPN portalowi wPolityce.pl. „Był politykiem. To pozwalało mu stawać w obronie tych, którzy tej pomocy potrzebowali. Musimy pamiętać o kontekście, o tym, że Węgry po I wojnie światowej straciły 2/3 swojego terytorium i duża część narodu znalazła się z dnia na dzień poza granicami. János Esterházy mógł przenieść do nowych Węgier, ale wybrał pozostanie z mniejszością węgierską w ówczesnej Czechosłowacji. Stał się jej rzecznikiem. A gdy przyszła II wojna światowa też dawał świadectwo, głosując jako jedyny poseł do słowackiego parlamentu przeciwko deportacjom Żydów. Miał świadomość, w jakich czasach żyje. W 1944 roku powiedział, że los Europy środkowo-wschodniej to wybór między szatanem a belzebubem. Wówczas miejsce totalitaryzmu brunatnego, niemieckiego, zajmował totalitaryzm czerwony, sowiecki. I wówczas też rozpoczęła się jego droga krzyżowa, trwająca 12 lat” – dodał.

Sługa Boży miał bardzo mocną wiarę w Boga. Choć doświadczał ogromnych prześladowań, nigdy się nie załamał, o czym mówią  świadectwa, które pozostawili jego współwięźniowie, czy to w sowieckich łagrach, czy to w więzieniach Czechosłowacji. „Był natchnieniem dla innych. Nigdy się nie skarżył na swój los, mimo, że być ciężko chory. Przed podróżą z Sowietów na proces do Bratysławy był tak słaby, że musiano go leczyć przez cały rok. Mierzył 184 centymetry, ważył 47 kilogramów. Był chory na płuca, miał problemy z oddychaniem. Jego siostra wspominała, że już nie miał siły, by się modlić, do takiego stanu go doprowadzono. Nękano go w różny sposób, np. umieszczając w celach z więźniami kryminalnymi, którzy próbowali zdeptać jego wiarę, którzy szydzili z wszystkiego, co dla niego było ważne. Nie pozwalano siostrze na przekazanie różańca”  – podkreślał prezes IPN na wPolityce.pl. „Władze komunistyczne skazały go w czasie 15-minutowej rozprawy na karę śmierci, później zamienioną na 25 lat więzienia. Był to jednak pozorny humanitaryzm, ponieważ było jasne, że  János Esterházy tego więzienia nie przeżyje” – dodaje dr Jarosław Szarek.

Matka Jánosa Esterházyego była Polką, ale jego związki z Polską były głębsze. Po 1939 roku pomagał polskim żołnierzom, uciekinierom. „My zbyt długo nie pamiętaliśmy o takich postaciach jak János Esterházy. Tak samo jak o Pileckim. Myślę, że pamięć o Jánosu Esterházym przejdzie te same koleje co pamięć o naszym Rotmistrzu, i za jakiś czas będzie to postać powszechnie znana, nie tylko w Polsce czy na Węgrzech” – podkreślił dr Jarosław Szarek.

źródło: wPolityce.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama