Jezus nie upomina, tylko przytula? Franciszkanin odpowiada na głośny tekst o aborcji

Swoimi prywatnymi wyobrażeniami Jezusa nie możemy tłumaczyć zła i grzechu. To szatan jest w tym mistrzem, by grzech przedstawić w tak atrakcyjny sposób, żeby wszyscy myśleli, że to jest największe dobro - podkreśla o. Jędrzej Rafał Róg OFM.

W mediach społecznościowych krąży tekst, który ma na celu pokazać, że Jezus przytuliłby kobiety, które dokonują aborcji. Przytuliłby i nie upominał. Tekst brzmi: „Nie wiem, jak to napisać. Bo jestem chrześcijanką i wiem, że Bóg mówi "nie zabijaj". Ale wyobraziłam sobie dzisiaj Jezusa, który spotyka kobietę, która dokonała aborcji, bo jej dziecko nie miało możliwości przeżycia po porodzie. Wyobraziłam sobie, jak podchodzi do Niego i płacze z żalu, bezsilności, strachu, wstydu, może gniewu. I wiecie co? Jezus, w którego wierzę, zapłakałby razem z nią. Siedziałby obok i tulił w swoich ramionach. Nie pouczałby. Nie oskarżał. Nie przesłuchiwał. Nie moralizował. Jezus, w którego wierzę, pokazałby jej, jak bardzo ją kocha. I jak bardzo współczuje jej tej decyzji. Czy by popierał to, co zrobiła? Pewnie nie. Ale nigdy nie zmusiłby jej przemocą do innej decyzji. Mój Bóg daje wolną wolę, bo wie, że za każdą decyzją idą konsekwencje. I naprawdę nie widzę powodu, aby ktokolwiek z nas miał być bardziej surowy niż On”. Chwyta za serce? Tylko, że sam Jezus chwyta za serce nieco inaczej...

Powyższy tekst udostępniany jest na wielu profilach. Zauważył go także o. Jędrzej Rafał Róg OFM i postanowił się do niego oficjalnie odnieść. Przytaczamy bardzo trafną wypowiedź franciszkanina, opartą na nauce Kościoła:

„Wpadłem, wydawałoby się, na ciekawy tekst. Dla ludzi, którzy są słabo ugruntowani w wierze, mógłby zacząć stanowić swego rodzaju dogmat, który odkrywa przed nami najprawdziwszą prawdę o Bogu. Ale wszystkich, którym wydaje się, że ów tekst odkrywa przed nami prawdę o Bogu w osobie Jezusa, muszę nieco zasmucić. Otóż swoimi prywatnymi wyobrażeniami Jezusa nie możemy tłumaczyć zła i grzechu. To szatan jest w tym mistrzem, by grzech przedstawić w tak atrakcyjny sposób, żeby wszyscy myśleli, że to jest „najdobrzejsze” dobro.

Odwołajmy się do tego, co dzieje się w raju, kiedy starodawny wąż zwraca się do Ewy zadawszy jej podstępne pytanie - „czy to prawda, że nie wolno wam jeść owoców z tego ogrodu”? Ewa wtedy tłumaczy, że możemy, ale... znacie co było dalej. Jednak wracając do tekstu, który udostępniam. Jak tak to czytam, to widzę w tym tekście podobieństwo do tego diabelskiego dialogu pomiędzy wężem i Ewą. Ów tekst jednoznacznie sugeruje, że Jezus zrozumie decyzję kobiety, bo dzieciątko, które nosiła pod sercem nie miało możliwości przeżycia. Skoro podchodzimy do tego tekstu z perspektywy ludzi wiary, to wiemy, że... uwaga... Miało! Bo Jezus jest Bogiem.

Popatrzcie też na pewien absurd. Jezus spotyka kobietę po aborcji, bo dziecko nie miało możliwości przeżycia po porodzie... Nie wiem jak wam, ale mnie się to wydaje strasznie kiepskim rozwiązaniem - zabić dziecko, by nie musiało umierać... Ktoś powie, by nie musiało umierać w cierpieniu, by nie musiało doświadczać bólu. Powiem wam, że aborcja boli! Zwłaszcza, kiedy na żywca miażdżone są członki dziecięcia albo likwiduje je jakaś chemia.

Kochani! Jezus, w którego wierzę, nie tylko pokazałby tej kobiecie jak bardzo ją kocha, ale On to wciąż pokazuje... Owszem, przyjąłby ją i utulił, ale ten sam Jezus na różne sposoby starał się wcześniej namawiać tę kobietę do tego, by nie poddawała się aborcji. Przecież jako ludzie wiary, wiemy, że dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą (Mdr 1, 16 - 2, 1a. 10-24).

Kochani, Jezus, w którego wierzę, posyła swoich aniołów i innych imiennych wysłanników, by w Jego imieniu prosili kobiety, które rozważają aborcję, by tego nie robiły, by pozwoliły temu dziecku się urodzić. Jezus nie jest Bogiem, który siedzi bezczynnie z założonymi rękami i czeka na nasz życiowy ruch, jakbyśmy z Bogiem pogrywali w szachy. Jezus widząc to, że człowiek skłania się w stronę grzechu robi wszystko, by go zawrócić ze złej drogi, próbuje go ratować. Przynajmniej taki jest Jezus, w którego wierzę i którego można spotkać w Kościele Katolickim. 

Wiem, że poruszam temat bardzo ciężki, ale mówiąc o dziecku, które diagnozuje się jako na tyle chore, że niedługo po porodzie jeszcze pożyje, to przecież jako ludzie wiary, wiemy, że przecież zdarzają się cuda...

Owszem, Bóg daje człowiekowi wolną wolę i tę wolę szanuje, ale strasznie cierpi, gdy człowiek decyduje się na grzech i jest głuchy na Jego natchnienia, a jeszcze bardziej cierpi, gdy przy okazji popełniania/popełnienia grzechu, człowiek usprawiedliwia to zło Jego imieniem.

Jednego jestem pewien - Jezus przyjmie z otwartymi ramionami każdego! Ale kiedy będziesz już wtulony w Jego ramiona, usłyszysz jedno kluczowe zdanie: „a odtąd idź i nie grzesz więcej...” To znaczy, że Jezus nie pochwala tego, co uczyniłeś. Jasno określa nawet, że to, co zrobiłaś jest złe, ale teraz idź i nie rób tego znowu...

Ten tekst, który udostępniany jest w sieci, moim zdaniem pokazuje Jezusa jako tego, któremu jest wszystko jedno, czy grzeszymy, czy nie - taki hipis, który jest "nabombany miłością", która jest ślepa. A Jezus taki nie jest. Owszem jest przebaczający, ale nie milczy, gdy dzieje się zło, nie pochwała go i na pewno nie siedzi z założonymi rękami, kiedy widzi, że Jego owce błądzą”.

« 1 »

reklama

reklama

reklama