Jean Vanier – wątpliwości na marginesie oskarżenia (opinia)

Nie milknie sprawa oskarżeń wysuniętych wobec Jeana Vaniera, który miał przez wiele lat wykorzystywać seksualnie sześć dorosłych kobiet (pięć świeckich i jedną siostrę zakonną), będąc ich kierownikiem duchowym. Nowe fakty ujawnia w swej analizie dr hab. Zdzisława Kobylińska z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

Przyznam się, że mój pierwszy odruch emocjonalny to było zaskoczenie połączone z bólem i głębokim smutkiem, gdyż oto znowu runął kolejny katolicki autorytet. Nie był to jednak ten rodzaj szoku i rozczarowania, jaki wyrażały publicznie takie osoby jak choćby Zbigniew Nosowski, Wojciech Bonowicz czy ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski, które znały go od dziesiątków lat i były członkami ruchów religijnych, powołanych przez niego do życia. Osobiście nigdy nie miałam kontaktu czy to z Arką, czy to ze wspólnotą „Wiara i Światło”. Znałam jednak te ruchy religijne i ich działalność ze słyszenia, wiedziałam, kim jest Jean Vanier, podziwiałam jego pracę, czytałam jego książki, byłam pod wrażeniem jego biografii.

Jean Vanier bowiem to postać nietuzinkowa na mapie współczesnego katolicyzmu. Zaznaczył się w powszechnej świadomości jako niezwykły społecznik, inicjator powołania wspólnot L’Arche i „Wiary i Światła”, w których wraz z niepełnosprawnymi dzielą życie ludzie pełnosprawni. Ruchy te kierują się tymi samymi założeniami - z tą różnicą, że "l’ Arche" tworzy domy, gdzie mieszka się na stałe, zaś „Wiara i Światło” gromadzi osoby mieszkające osobno, systematycznie się spotykające. Vanier żył we wspólnocie z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie przez 52 lata i intensywnie angażował się w ich obronę oraz promocję w społeczeństwie. Ks. Adam Boniecki pisał o nim: „Był dla mnie i dla wielu ludzi mistrzem i przewodnikiem, także na drogach wiary. Jest jednym z tych, którzy gruntownie zmienili stosunek do osób z upośledzeniem umysłowym. I nie tylko to. Jego dzieło, „l’Arche” i jego liczne książki uświadomiły nam, wierzącym, że – to jego słowa – „wiara, religia czy kultura znajdują swój najgłębszy wyraz w tym, jak bardzo pozwalają nam związać się z Bogiem. Bogiem miłości i współczucia, który daje nam mądrość, by poznać innych od nas ludzi jako osoby”.

I taka opinia o nim jako o „świętym z sąsiedztwa”, jak określił go papież Franciszek, trwała niemal do jego śmierci w maju 2019 roku. Co się zatem stało, że tę opinię dość nagle i diametralnie zmieniono? Dlaczego autorytet, jakim był założyciel „l’Arche”, został nagle oskarżony o bycie „cynicznym łobuzem” wykorzystującym seksualnie bezbronne kobiety? Redaktor naczelny „Więzi” Zbigniew Nosowski w swoim artykule „Najtrudniejsza wiadomość świata” jakże przekonująco i pięknie pisze o Vanierze: „Dlaczego Jean Vanier był dla nas tak wielkim autorytetem? Nie dlatego bynajmniej, że traktowaliśmy go jak bezgrzeszny ideał, półboga czy cokolwiek podobnego. Powiedziałbym raczej, że szczęście płynące z tego, że on jest (używam czasu teraźniejszego, aby opisać minione doświadczenie), płynęło ze spotkania z człowiekiem integralnym i spójnym – który żyje tym, co głosi, bo nie tylko mówi o ubogich, ale z nimi żyje na co dzień; który jest chętnie słuchanym nauczycielem właśnie dlatego, że pozostaje autentycznym świadkiem; który jest prorokiem współczesnego chrześcijaństwa, ale prorokiem cichym, pokazującym nie na siebie, lecz na Jezusa i ubogich; który mówi o życiu „serce w serce” z Jezusem – bo tak żyje; który jest taki po prostu zwyczajny, pokorny, szczery i autentyczny”.

I tak Vanier jest postrzegany przez redaktora Nosowskiego, ale nie tylko przez niego, niemal przez cztery dekady. Sądzę, że słusznie, bo przecież przez większość swojego życia Jean Vanier dawał świadectwo życia prostego, czystego, uczciwego, poświęconego niepełnosprawnym braciom, żyjąc z nimi od 1964 roku w niewielkiej francuskiej miejscowości Trosly-Breuil, nie wzbudzając w nikim żadnych podejrzeń. Tymczasem prawie rok po jego śmierci wybuchł skandal, który „zszokował” i „zaskoczył” niemal cały świat katolicki, a zwłaszcza jego współpracowników i członków wspólnot. Jego naśladowcy są głęboko zranieni pisząc, że „Autorytet runął z tak wielkim hukiem właśnie dlatego, że jego moc opierała się na wyjątkowej (tak to spostrzegaliśmy) zgodności życia ze słowami. Nagle zrozumieliśmy, że Jean Vanier zdradzał nas i oszukiwał, bo systematycznie przez długi czas zaprzeczał głoszonym wartościom” (Z. Nosowski).

Wyznam, że właśnie tego typu komentarze zwolenników, uczniów, kontynuatorów jego działań dały mi do myślenia i skłoniły do głębszej analizy okoliczności oskarżenia. Postanowiłam więc przeprowadzić własną „kwerendę”, aby zrozumieć ów fenomen oskarżenia. Zwłaszcza, że ani w polskich mediach, ani w zagranicznych, oprócz jednego francuskiego, nie znalazłam ani cienia wątpliwości wyrażanej przez kogokolwiek. Wątpliwości, że może mamy do czynienia z nie do końca sprawdzonymi oskarżeniami, że być może część zarzutów jest „wyssana z palca”, a może sformułowana po to, aby celowo oskarżyć Jeana Vaniera i zniszczyć jego autorytet jako katolika w oczach opinii publicznej oraz zdezawuować pracę na rzecz niepełnosprawnych. Oczywiście nie jestem w stanie ustalić prawdy, nie przesądzam, lecz pragnę jedynie wyrazić moje niepokoje, rozterki, wątpliwości - względem tych oskarżeń, które stawiają mnie jednak po stronie oskarżonego Jeana Vaniera.

Jean Vanier – oskarżony święty

Jean Vanier urodził się w znakomitej kanadyjskiej rodzinie, w której odebrał solidną formację intelektualną i wykształcenie – został doktorem filozofii na podstawie dysertacji „Szczęście jako zasada i cel etyki arystotelesowskiej”, którą w 1962 obronił w Institut Catholique w Paryżu. Był też oficerem marynarki wojennej i wykładowcą filozofii w prestiżowym kanadyjskim college’u.

Na dalszej drodze swego życia spotkał młodych ludzi niepełnosprawnych umysłowo. Kontakt z nimi zmienił tak wiele, że postanowił nie tylko oddać się działalności właśnie na rzecz osób niesprawnych mentalnie, ale przede wszystkim dzielić z nimi dalsze życie. Z pewnością te pragnienia były też pobudzone przez głęboką formację religijną i moralną, którą zawdzięczał swej matce Pauline Vanier. Była ona bowiem nie tylko, przypomnijmy, jedną z pierwszych kanadyjskich dyplomatów zawodowych, a w czasie II wojny światowej pielęgniarką Czerwonego Krzyża, potem kanclerzem na Uniwersytecie w Ottawie. Zmarła w opinii świętości 23 marca 1991. Obecnie trwa jej proces beatyfikacyjny.

Toczy się także, rozpoczęty wcześniej proces beatyfikacyjny ojca Jeana Vanier, Georges'a Vanier (1888-1967), byłego generalnego gubernatora Kanady. Georges Vanier brał udział w I wojnie światowej. We Francji w 1918 roku podczas walk z Niemcami stracił prawą nogę. Po wojnie Georges Vanier obejmował coraz wyższe funkcje oficerskie w armii. Wkrótce został dyplomatą, m.in. od 1944 roku był ambasadorem Kanady we Francji. Wspólnie z żoną zajęli się wówczas pomocą dla ofiar wojny. W latach 1959-1967 Georges Vanier był generalnym gubernatorem Kanady.

W jego wielodzietnej rodzinie zatem, gdyż Jean miał jeszcze czworo rodzeństwa, katolicka wiara była obecna na co dzień, a przykład matki i ojca wzmacniał ich dzieci aż do jej śmierci. Solidne fundamenty wyniesione z domu z całą pewnością były też podwalinami pod 154 wspólnotami l’Arche istniejącymi w 38 państwach oraz 1450 wspólnotami "Wiary i Światła" w 85 krajach. Tak więc jego działalność, która musiała iść za mocną, autentyczną, solidną, zintegrowaną duchowością miała ogromną „siłę rażenia”. Czy można bowiem stworzyć takie centra dobra bez autentycznej miłości, oddania, ofiary, samozaparcia i świadectwa? Czyż złe drzewo może przynosić dobre owoce? Wątpię!

Dlaczego więc jeden raport zdezawuował to doświadczenie metafizycznego, ale i zarazem namacalnego, konkretnego dobra, których autorem był Vanier? Dlaczego oskarżający Vaniera nie uwierzyli świadectwu własnych oczu, nie uwierzyli swojemu liderowi, bo przecież go znali od kilku dekad, lecz bezkrytycznie uwierzyli zeznaniom sześciu kobiet, których personaliów nie znają i raportowi pewnej organizacji, o której zapewne nic nie wiedzą, a jej nazwę już zapomnieli, pisząc: „Mamy do czynienia już nie z podejrzeniami, lecz z informacjami zweryfikowanymi tak solidnie, jak jest to aktualnie możliwe”. Skąd autorzy takich opinii wiedzą, że informacje zostaly „solidnie zweryfikowane”? Sam to sprawdzali czy tylko uwierzyli liderom Międzynarodowej Federacji L’Arche International, którzy przesłali do 38 wspólnot na świecie list z wynikami dochodzenia? Czy ktoś zadał pytanie, kim są główni obecni liderzy "l’Arche" Stephan Posner i Stacy Cates Carney, którzy, jak sami twierdzą, z jednej strony są „zszokowani efektami śledztwa”, ale z drugiej zaś sami zainicjowali tę medialną burzę wokół przeszłości Vaniera.

Kim jest Stephan Posner?

Jego biografia w pewnym stopniu zaskakuje mnie. Wydawało mi się bowiem, że kolejny następca Vaniera będzie kimś jego pokroju – intelektualistą, uduchowionym chrześcijaninem, może podobnie jak Vanier rekolekcjonistą, głosicielem Ewangelii, kierownikiem duchowym, autorem poradników duchowych, człowiekiem o niemal nieskazitelnej biografii. Tymczasem biogram Posnera może budzić niejakie zdziwienie. Całkowicie różni się od życiorysu jego poprzednika, życiorysu solidnego, transparentnego, zintegrowanego, spójnego, jak podkreślają niektórzy, zdroworozsądkowego, gdyż Vanier jako człowiek filozof był realistą twardo stąpającym po ziemi bez żadnego pseudomistycznego zadęcia, które dziś mu się przypisuje. Przyjrzyjmy się zatem tej, dość, jak wydaje się, wygładzonej, biografii Posnera, która jest dostępna po angielsku i francusku na stronach internetowych Arki.

Otóż Stefan Posner urodził się w Paryżu w 1963 r. Jego ojciec był Anglikiem, zaś  matka Francuzką, urodzoną z rodziców uciekinierów z Niemiec. Stefan jest więc potomkiem rodziny żydowskiej, której korzenie, jak wynika z biografii, jeszcze na początku minionego wieku były z Polski. Posner porzucił szkołę w stosunkowo młodym wieku, by pracować w małym przedsiębiorstwie rodzinnym. Najpierw był rzemieślnikiem (wykonywał roboty ręczne, fizyczne), a później zajmował się sprzedażą. W tym okresie, gdy tylko miał ku temu okazję, podróżował. W wieku 19 lat odbył sześciomiesięczną podróż, która zawiodła go do Nepalu. Zafascynowany postacią Gandhiego i jego aktywnością bez przemocy, Stefan w dwudziestym pierwszym roku życia przyłączył się do wspólnoty "l’Arche" w Paryżu. Mając obiekcje sumienia co do służby wojskowej został z niej zwolniony w zamian za pełnienie służby cywilnej właśnie w Arce. Potem wrócił do pracy w przedsiębiorstwie rodzinnym, którym kierował jeszcze przez 18 lat. Przez cały ten czas utrzymywał więzi ze wspólnotą "l’Arche" w Paryżu, pozostając jej członkiem jako stały asystent i administrator. Gdy wciąż jeszcze był odpowiedzialny za swoje przedsiębiorstwo w 1996 r. został powołany przez Arkę we Francji do koordynowania wspólnot w regionie Północ. Przez 6 lat pełnił obie te funkcje. W 2011 r. Stefan zrezygnował z pracy w przedsiębiorstwie, gdyż ponownie otrzymał mandat do koordynacji regionalnej, ale tym razem w pełnym wymiarze. Dwa lata później został następcą Luisa Pilota na stanowisku odpowiedzialnego krajowego "l’Arche" we Francji, a także stał się liderem Federacji światowej. W swej biografii pisze też, że prawie nigdy nie rozpoczyna dnia bez studium (lektury) kilku zdań Biblii w języku hebrajskim albo lektury poezji. Lider Arki pozostaje w separacji z żoną i ma czwórkę dzieci – trzech synów i córkę, która z nim mieszkała. Żyje z partnerką/towarzyszką życia Yael, Jak pisze – „jego dzieci, jego partnerka, jego przyjaciele stanowią grono sprzymierzeńców, które nie ma ceny".  

Dlaczego Posner po śmierci Vaniera, już w czerwcu 2019 roku, a więc miesiąc po jego śmierci, zaczyna badać życiorys założyciela Arki? Wyjaśnia to w „Summary Report from L’Arche International” z 22 lutego 2020 roku, [możemy też posłuchać go w wywiadzie „Révélations sur Jean Vanier: entretien avec Stephan Posner” dla telewizji KTOTV:

Link do wywiadu

Są ku temu następujące przesłanki:

  1. Sześć dorosłych kobiet, wśród, których nie było osób z niepełnosprawnością intelektualną, wniosły oskarżenie wobec Vaniera za okres od 1970 do 2005 roku. „Każda z tych kobiet zeznała, że Jean Vanier inicjował z nimi zachowania seksualne, zazwyczaj w kontekście towarzyszenia duchowego”. 
  2. Kobiety ujawniły, że zachowanie lidera wspólnoty było zastosowaniem teorii i powtórzeniem dewiacyjnych praktyk dominikanina o. Thomasa Philippe (skąd o tym wiedziały?). W tym miejscu warto przypomnieć, że Jean Vanier znał o. Thomasa od lat pięćdziesiątych, był jego penitentem, utrzymywał jednak, że nie wiedział o jego nadużyciach seksualnych. „Ponieważ o. Thomas Philippe – czytamy w wyjaśnieniach - został już ukarany przez władze kościelne w 1956 roku, pojawiło się pytanie, co Jean Vanier i inni członkowie l'Arche mogli wiedzieć o przypadkach tych nadużyć? Pytanie zostało zadane bezpośrednio Jeanowi Vanier przez liderów międzynarodowych l'Arche. Było ono przyczyną dwóch publicznych oświadczeń Jeana Vanier, złożonych w maju 2015 r. i w październiku 2016 r., w których zadeklarował, że zasadniczo nie miał wiedzy o postępowaniu o. Thomasa Philippe”. Posner jednak nie dawał wiary Vanierowi, utrzymując, że Jean „nigdy nie ujawnił w rzeczywistości swojej bliskiej relacji z o. Thomasem w latach 1950-tych”, a wręcz kopiował zboczone zachowania dominikanina. Tomasz Terlikowski w tekście „Seks, mistyka i sprawa Jeana Vaniera” twierdzi nawet, że „panowie niekiedy wymieniali się uwagami na temat poszczególnych kobiet, a nawet samymi kobietami”. Nie wiem skąd ta pewność, że tak było. Być może Tomasz Terlikowski pisze to na podstawie daleko idących przypuszczeń Posnera, który sugeruje, że Vanier będąc w bliskiej i poufałej relacji z o. Thomas Philippe brał udział w niektórych praktykach seksualnych inicjowanych przez o. Phillippe. Stephan Posner uważa, odnoszę takie wrażenie, że sam fakt znajomości z o. Thomasem, którego Vanier zawsze bronił przed zarzutami, czyni z Vaniera także współwinnym.  

Posner zatem przez podjęte badania chce „lepiej zrozumieć naszą historię [historię Arki], ulepszyć nasze aktualne procedury i politykę w zakresie zapobiegania nadużyciom i wykorzystaniu”.

Czy jednak to „lepsze zrozumienie” rzeczywiście powinno być wiązane z osobą Jeana Vaniera w kontekście czynności seksualnych? Czy zeznania oskarżających kobiet są na tyle wiarygodne, aby w Vanierze widzieć przestępcę seksualnego? Przyjrzyjmy się i tej kwestii.

Kobiety i pamięć

W tekście podpisanym przez Posnera czytamy: „Dodatkowo w trakcie śledztwa dotarły do nas wiarygodne oraz spójne zeznania obejmujące okres od 1970 do 2005 roku od 6 dorosłych kobiet, bez niepełnosprawności i niepowiązanych z wcześniej wspomnianą grupą osób. Każda z tych kobiet zeznała, że Jean Vanier inicjował z nimi zachowania seksualne, zazwyczaj w kontekście towarzyszenia duchowego. Niektóre z tych kobiet zostały głęboko zranione przez te doświadczenia. Jean Vanier prosił każdą z tych kobiet o zachowanie tych wydarzeń w sekrecie. Kobiety te nie miały wcześniejszej wiedzy na temat swoich wzajemnych doświadczeń, a mimo to każda z nich zeznała podobne fakty związane z bardzo niezwykłymi duchowymi czy też mistycznymi tłumaczeniami wykorzystywanymi po to, aby usprawiedliwić te czynności seksualne”. W innym miejscu dowiadujemy się, że kobiety się nie znały, nie wiedziały o sobie. Te informacje same w sobie są już kuriozalne. W 2019 i 2020 roku sześć kobiet opowiada o okresie od 1970 roku do 2005 roku, czyli o zdarzeniach sprzed dziesiątków lat. Pamiętają wszystko perfekcyjnie, ich zeznania są „spójne”, przy tym nie znają się, ale są „współpracowniczkami” Vaniera i korzystają systematycznie z jego kierownictwa duchowego. Po pierwsze, aby korzystać z kierownictwa duchowego i być „współpracowniczką” zazwyczaj trzeba jednak mieszkać w dość bliskiej odległości . Jak więc to możliwe, że kobiety się nie znały, działając w jednym ruchu, współpracując z tym samym liderem? Przypomnijmy też, że Vanier mieszkał w skromnym domu wśród wspólnot z niepełnosprawnymi intelektualnie w Trosly-Breuil w pobliżu Compiègne, które w latach dziewięćdziesiątych liczyło zaledwie ponad 2000 mieszkańców. Czy utrzymywanie kontaktów seksualnych naprzemiennie z sześcioma kobietami uszłoby uwadze kogokolwiek? Czy możliwe, aby one się nie znały? Dlaczego w tych relacjach trwały przez lata, nie wyjawiając ich nikomu? Czy siostra zakonna nie wiedziała, do kogo się udać? No i czy wszystkie były tak naiwne, aby wierzyć i równocześnie milczeć, że zarzucane molestowanie seksualne ze strony Vaniera to przejaw mistyki i głębszego zjednoczenia z Chrystusem i Maryją?

Wszak to nie były kobiety z niepełnosprawnością intelektualną, lecz dojrzale, zdrowe na umyśle kobiety, w jakimś stopniu rozwinięte duchowo, skoro były na etapie szukania kierownictwa duchowego. One nie były w sekcie, Vanier nie był guru, który używał psychomanipulacji, gdyż wszyscy, którzy przez te lata byli z nim, współpracowali z nim, kontaktowali się z nim, odkryliby to natychmiast. A przecież nikt do śmierci Vaniera, nie zgłaszał takich podejrzeń!

Jedna z kobiet w swych zeznaniach z roku 2016 „poddała w wątpliwość zachowanie Jeana Vaniera wobec niej w latach 70-tych. To zeznanie stało się przedmiotem pogłębionej analizy. Ze swej strony Jean Vanier potwierdził prawdziwość zaistnienia tej relacji i stwierdził, że był przekonany, iż była to relacja „wzajemna” – czytamy w wyjaśnieniach. Czy to zachowanie, które „poddawała w wątpliwość” było na pewno zachowaniem seksualnym? Być może Vanier okazał tej kobiecie jakąś czułość, może skrócił dystans, ale nie musi to oznaczać, że ją molestował seksualnie. Zresztą, jeśli ta osoba miała wówczas 20 czy 30 lat, to opowiadając tę historię w 2016 roku miała prawo z racji wieku do relacji zdeformowanej, niepełnej.

Jak twierdzi Krzysztof Łączkowski, psycholog „temat przywoływania zdarzeń z przeszłości jest dość dobrze przebadany w ramach psychologii procesów poznawczych i psychoterapii traum z przeszłości pod kątem zniekształceń. W szczególności problem "fałszywych wspomnień" i zaszczepiania tychże przy pomocy odpowiednich technik lub mimowolnych sugestii (np. niewłaściwie formułowanych pytań - nawet drobna sugestia może diametralnie zmienić wyjściową pamięć zdarzenia - tzw. presupozycja). Proces przypominania zdarzeń polega między innymi na uzupełnianiu luk pamięci powstałych w wyniku np. niezwracania uwagi na pewne sytuacje lub ich nie- zauważania (tu pomagają konfabulacje) lub zapożyczaniu przy pomocy pamięci generatywnej elementów z wiedzy zgromadzonej w schematach poznawczych lub skryptach (mogły te zapożyczenia nie mieć miejsca podczas konkretnego zdarzenia i często nie mają). Powodem, dla którego trzeba zachować dystans do wspomnień jest kwestia, że nasz mózg źle sobie radzi z odróżnieniem faktów od fikcji i zmyśleń po latach. Podczas wyobrażania sobie zdarzeń (np. wszelkie fantazje) aktywowane są w części te same obszary mózgu, jakie działają podczas przypominania realnych sytuacji. Tak naprawdę realne traumy bardzo trudno przywołać z pamięci, gdyż strzeże tego silny mechanizm obronny – wyparcie.” A zatem po tylu latach przywoływanie tych rzekomych relacji intymnych może być po prostu obarczone poważnymi błędami, wynikającymi z subiektywnego punktu widzenia.

Nie wiem więc, dlaczego mielibyśmy dawać absolutną wiarę kilku anonimowym kobietom w dość zaawansowanym wieku, o których niewiele wiemy i co do zeznań których zachodzą, w moim odczuciu, poważne wątpliwości - zamiast dać wiarę człowiekowi, za którym przemawiają konkretne czyny i dzieła i który „był jedną z najbardziej szanowanych i kochanych osób”, jak twierdzi sam Posner, z racji swych walorów umysłu i ducha.

Posner wybiera GCPS

W posumowaniu raportu czytamy: „Przeprowadzenie badań zostało powierzone GCPS Consulting z siedzibą w Wielkiej Brytanii. Jest to organizacja specjalizująca się w doradztwie w zakresie ochrony przed wykorzystywaniem i nadużyciami seksualnymi (PSEA) i mająca niekwestionowane doświadczenie w prowadzeniu tego rodzaju dochodzeń oraz w opracowywaniu polityki prewencyjnej dla dużych międzynarodowych organizacji pozarządowych. Zadanie zostało zlecone GCPS w kwietniu 2019 r. i wówczas rozpoczęło się dochodzenie. Prace prowadzili dyrektor, Paul Nolan i starsza konsultantka, Ester Dross. Ponadto Międzynarodowa Federacja Wspólnot L’Arche utworzyła Niezależny Komitet Nadzoru i poprosiła dwóch byłych francuskich wysokich urzędników o ocenę rzetelności i wiarygodności procesu dochodzeniowego oraz jego ustaleń. W dniu 11 lutego 2020 r. wydali oni opinię pozytywną i uznali wnioski z dochodzenia za uzasadnione.”

Zajrzałam zatem na stronę tej „niezależnej organizacji”, która, jak się okazało specjalizuje się w tropieniu „nadużyć seksualnych” i wspierała między innymi szereg lewackich podmiotów działających nieetycznie o celach na przykład wyraźnie depopulacyjnych i antynatalistycznych (np. w Afryce). Zresztą sam fakt, że GCPS pisała raporty dla Planned Parenthood, czyli organizacji powołanej przez Margaret Sanger, zwolenniczki eugeniki i rasizmu, która jednoznacznie wypowiadała się pod adresem osób niepełnosprawnych i ciemnoskórych, propagując idee przymusowego ograniczania płodności i dzietności niepożądanych grup społecznych, osób chorych i biednych, a także Żydów, Słowian, Latynosów, Murzynów, Indian i katolików, rodzi uzasadnioną nieufność! Dziś International Planned Parenthood Federation to międzynarodowa federacja, której głównymi ośrodkami są kliniki aborcyjne tworzące sieć, w których prowadzone są praktyki dzieciobójcze. Taka organizacja z całą pewnością nie zgłosiłaby się z prośbą o współpracę do jakiegokolwiek podmiotu, lecz do takiego, co do którego miałaby pełne zaufanie. Dlaczego zatem Posner wybrał GCPS, aby sprawdzać Vaniera? Czy ktoś, kto zna pracę tej organizacji i uczciwie poszukuje prawdy poprosiłby do współpracy tego typu firmę?

A gdyby zarzuty okazały się prawdą?

Wśród głosów krytyki i potępienia w Internecie można jednak odnaleźć pewien blog w obronie Jeana Vaniera pod adresem: https://blogs.mediapart.fr/aamm/blog/280220/en-defense-de-jean-vanier. Niech fragment tego bloga, z którym zgadzam się, autorstwa André Monnerona, „brata Cathy, która przeżyła czterdzieści szczęśliwych lat w l'Arche i była zapraszana w każdy wtorek na lunch przy stole Jeana Vaniera” będzie podsumowaniem moich uwag:

„Należy założyć, że nowy zespół zarządzający L’Arche – pisze autor - wydał zniesławiającą informację prasową na temat życia założyciela Jean Vaniera. Stephan Posner, następca Jean Vaniera, który jest aktualnie na czele L'Arche International, wspierany przez zespół zarządzający, w tym kapelana Arki, ojca Christiana Maheasa, wydał komunikat prasowy, w którym twierdził, że jego poprzednik, w wieku 42 lat zainicjował relacje, które on zakwalifikował jako napaść seksualną na 6 kobiet w ciągu 35 lat od 1970 roku. Zgodnie z tym, co ujawnił Posner, dochodzenie, które zlecił organizacji specjalizującej się w skandalach seksualnych, wskazuje, że otrzymane wnioski w żaden sposób nie uzasadniają zakwalifikowania tego jako zgłoszonej napaści seksualnej.

Przeciwnie, wskazuje, że kobiety te były wolne, dorosłe, bez niepełnosprawności, nie podlegały jego władzy, że „ogólnie” potrzebowały duchowego towarzyszenia, ale ani nie twierdziły, że zostało im to narzucone, ani nie doznały przemocy fizycznej lub sprzeciwiły się banalnemu związkowi seksualnemu, po intelektualnym zbliżeniu łączącym mężczyznę i kobietę przez pewien czas. Nie narzekały przez dziesięciolecia, aż do pojawienia się w l’Arche nowego zespołu zarządzającego.

Jean Vanier, ani kapłan, ani członek zgromadzenia religijnego, ani żonaty, ale były marynarz, następnie profesor filozofii, nie miał moralnego powodu, by powstrzymywać się od relacji seksualnych. To najwyraźniej zszokowało Posnera, który wypaczył trywialne wnioski, które podaje nam w trakcie dochodzenia, dodając do słów „duchowego towarzyszenia” osobisty komentarz o pejoratywnym wydźwięku „z dewiacyjnym mistycyzmem”, bez sprecyzowania w jakikolwiek sposób, co rozumie przez niejasne określenie „mistycyzm”, ani w odniesieniu do którego byłoby to „zboczenie”. Posner następnie stosuje tę bezsensowną formułę, sztucznie stwarzając wątpliwości, aby powiązać to z pojęciami wykorzystywania seksualnego i agresji seksualnej, które tworzy bez żadnego uzasadnienia, co stanowi skandaliczne zniesławienie.

W końcu podjął próbę połączenia tej sprawy z dawno zmarłym (+1993) ojcem Thomasem, który był zakonnikiem należącym do kongregacji i z tego powodu jego działania mogły dotyczyć wyłącznie jego kompetencji, specyficznych dla religii katolickiej.

W przypadku kobiet, które nie szukały wsparcia, Posner nie daje żadnego uzasadnienia do słów „wykorzystywanie seksualne” i „napaść seksualna”, co jest jeszcze bardziej szokującym zniesławieniem. Posner zadenuncjował/potępił w swoim komunikacie prasowym prywatność życia Jeana Vaniera w chwili, gdy jest ono uważane za święte […]”.

I tu być może dochodzimy do sedna sprawy. Czas i rodzaj zarzutów za bardzo nie dziwią w kontekście głosów mówiących o świętości życia Vaniera. W końcu i o Jezusie mówili, że to pijak i żarłok, przyjaciel celników i grzeszników, aby zdezawuować Jego osobę i dzieło.

Dr hab. Zdzisława Kobylińska, Katedra Badań Mediów, Instytut Dziennikarstwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego

źródło: Katolicka Agencja Informacyjna

« 1 »

reklama

reklama

reklama