Emaus dziś: rozpoznajmy Chrystusa przez Eucharystię

Tak jak dwa tysiące lat temu Chrystus podąża drogą razem z nami – Jego uczniami. Ale tak jak uczniom w drodze do Emaus nieraz trudno nam Go rozpoznać, bo za bardzo zajęci jesteśmy bieżącymi wydarzeniami, nie widząc ich głębszego sensu. Aby rozpoznać Jezusa potrzebujemy wejść w rzeczywistość Misterium – w Eucharystię.

„Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali (...) Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.  Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go” (Łk 24, 16. 30-31).

Nieraz słyszymy, że Eucharystia jest uobecnieniem zbawczych tajemnic. To znaczy, że gdy sprawujemy Eucharystię, Chrystus jest realnie obecny wśród nas, a my jesteśmy w tajemniczy sposób przeniesieni w rzeczywistość Jego Paschy: od Ostatniej Wieczerzy przez śmierć na Krzyżu aż do zmartwychwstania. Można powiedzieć, że jesteśmy niejako obecni w Wieczerniku, na Golgocie i przy pustym grobie, razem z apostołami, Maryją i innymi niewiastami. Jednocześnie jednak jesteśmy w podobnej sytuacji, jak uczniowie w drodze do Emaus czy apostołowie zamknięci w domu w obawie przed Żydami. Sama fizyczna obecność nie wystarcza – potrzebna jest jeszcze właściwa postawa serca, otwartego na zrozumienie spraw, które nie są oczywiste, choć rozgrywają się przed naszymi oczami.

Uczniom zmierzającym do Emaus z pewnością nie można było zarzucić religijnej obojętności. Przemierzając 11 kilometrów dzielących tę miejscowość od Jerozolimy żywo dyskutowali ze sobą o sprawie Jezusa z Nazaretu. Byli mocno poruszeni tym, co stało się w ostatnich dniach – tym, co uczynili Jezusowi arcykapłani i starsi ludu. Pod tym względem mogliby stanowić wzór dla wielu współczesnych chrześcijan, dla których kwestie religijne są jedynie pewnym rytuałem, nie poruszającym umysłu i wyobraźni. Choć są i dziś tacy, którzy gorąco dyskutują na tematy religijne, co widać zwłaszcza w mediach społecznościowych. Pytanie jednak, co wynika z tych ożywionych dyskusji? Czy prowadzą one do rzeczywistego spotkania z Chrystusem, czy raczej do coraz głębszych podziałów, do polaryzacji poglądów, do wzajemnego odsądzania się od czci i wiary?

Teologiczne dyskusje są potrzebne. Może jednak być tak, że nie tylko nie pomagają, ale wręcz przeszkadzają w spotkaniu żywego Chrystusa, który znajduje się obok nas, przysłuchując się naszym dysputom i czekając, aż dopuścimy Go do głosu. Kościół bowiem nie rodzi się z teologicznych rozważań, ale ze spotkania z Osobą. Z Osobą, w której ogniskują się wszystkie tajemnice naszej wiary. Jak pojąć to, że Osoba ta jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem? Jak pojąć to, że jest Żywym Słowem Boga? Jak pojąć tajemnicę miłości Boga, który nie wahał się wydać na śmierć swojego Syna, aby wyrwać nas z niewoli grzechu? Nasz rozum może jedynie zbliżać się do tajemnic wiary, pozwalając, aby rozświetlało je Boże światło, nie może jednak ich pojąć.

Gdy to Boże światło pada na nasz umysł, czujemy jak serca zaczynają w nas pałać, jak zmienia się nasz sposób postrzegania rzeczywistości. W pełni zaś rozpoznajemy Chrystusa, gdy łamie dla nas chleb – gdy jako Kościół gromadzimy się na Eucharystii. To właśnie podczas Mszy świętej w najdoskonalszy sposób realizuje się spotkanie z Chrystusem. To tam jak uczniowie w drodze do Emaus najpierw słuchamy słów, które kieruje do nas Pan, by otwarły się oczy naszego serca. To tam rozpoznajemy Jego żywą i realną obecność przy stole eucharystycznym. Spożywszy zaś Ciało i Krew Pańską zostajemy posłani, aby dalej świadczyć o Chrystusie – jak uczniowie, którzy „w tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy”, aby oznajmić apostołom to, czego doświadczyli.

W trudnym czasie pandemii, gdy dostęp do Eucharystii jest ograniczony poprzez kolejne rządowe obostrzenia, nie możemy z Eucharystii rezygnować. Dyspensy udzielane przez biskupów oznaczają zwolnienie z obowiązku uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. Z oczywistych względów tam, gdzie nie ma realnej możliwości, tam nie istnieje też obowiązek. Nie oznacza to jednak umniejszenia wagi Eucharystii, która nadal sprawowana jest w takich warunkach, na jakie pozwalają bieżące ograniczenia. Tu weryfikuje się nasza chrześcijańska postawa: czy udział w Eucharystii jest tylko przyzwyczajeniem, tylko obowiązkiem, czy też naprawdę rozumiemy, jak ważna jest Msza św. w naszym własnym życiu i w życiu całego Kościoła i rzeczywiście pragniemy w niej uczestniczyć?

Być może za bardzo przyzwyczailiśmy się do wygody, do tego, że Msza święta dostępna jest niemal na wyciągnięcie ręki. Zapomnieliśmy już o niedawnych czasach, gdy nie wolno było budować kościołów, gdy trzeba było przemierzyć spory nieraz dystans, aby dostać się na Mszę albo stać pod kościołem, który nie mógł pomieścić wszystkich wiernych. Co przeszkadza, aby i dziś poszukać kościoła, w którym będziemy mogli uczestniczyć w Eucharystii? Być może nie będzie to najbliższa nam fizycznie świątynia, ale inny, większy kościół? Co przeszkadza duszpasterzom, aby wystawić wokół świątyni ławki, a także wyjść do wiernych zgromadzonych pod świątynią przed rozpoczęciem liturgii oraz w trakcie komunii?

Co godne pochwały, w wielu parafiach odprawiane są dodatkowe Msze święte, przeważnie w godzinach popołudniowych. Czy korzystamy z tej możliwości, czy raczej – jak uczniowie w drodze do Emaus – wolimy w nieskończoność dyskutować, zamiast spotkać żywego Chrystusa? Co istotne – komunia eucharystyczna łączy w sobie dwa wymiary: jest to zjednoczenie się z Chrystusem, ale także z Kościołem – z naszymi braćmi i siostrami. Bez jedności stołu eucharystycznego Kościół pozostałby tylko grupą dyskusyjną. Zjednoczony wokół tego stołu staje się wspólnotą-misterium, posłaną przez Jezusa, aby głosić całemu światu przesłanie nadziei. A w tym, drugim już, roku pandemii to przesłanie jest szczególnie potrzebne!



« 1 »

reklama

reklama

reklama