Duch Antychrysta i rozwodnione chrześcijaństwo

W historii wielokrotnie próbowano utożsamiać z Antychrystem kolejnych władców prześladujących okrutnie Kościół. Wiele wskazuje jednak, że duch Antychrysta to nie tyle gwałtowne prześladowania, co raczej systematyczne rozwadnianie chrześcijaństwa, odbierające mu to, co jest jego istotą.

Kim jest Antychryst?

W 2 Liście do Tesaloniczan, jednym z pierwszych pism chrześcijańskich, Paweł pisze do adresatów, ostrzegając ich przed odstępstwem, które nastąpi w czasach poprzedzających powtórne przyjście Chrystusa. Nie posługuje się wprawdzie terminem „Antychryst”, ale „człowiek grzechu” i „syn zatracenia”, które są synonimami ostatecznego przeciwstawienia się Chrystusowi. Ów „syn zatracenia” będzie się sprzeciwiał i wynosił ponad wszystko, co nazywa się Bogiem (...) tak, że zasiądzie w świątyni Boga, dowodząc, że sam jest Bogiem. W Apokalipsie natomiast pojawia się tajemnicza liczba sześćset sześćdziesiąt sześć, która oznacza Bestię sprzeciwiającą się Bogu. O ile szóstka w Biblii jest symbolem człowieka (który stworzony został szóstego dnia), potrójna szóstka oznaczać może „super-człowieka”, przekonanego o własnej doskonałości, odrzucającego Boga i w dosłownym lub przenośnym sensie „zasiadającego w świątyni Boga” – czyli uzurpującego dla siebie cześć należną Bogu.

Jak pisał Tomasz Kwaśnicki w kwartalniku Fronda 44-45/2008, o ile prawdziwy Chrystus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem, łącząc w jednej osobie dwie natury bez zmieszania ani rozdzielenia, Antychryst będzie „będzie radykalnym rozdzieleniem tych natur, będzie człowiekiem w jego stanie naturalnym, oddzielonym od Boga. Antychryst to homo naturalis, a więc taki, jakim czci go nasza przepojona humanitaryzmem epoka, to człowiek, który zastępuje nadprzyrodzoną moc czynienia dobra własną naturalną niemocą”.

Słowo „niemoc” zawiera w sobie paradoks. Choć powinno być oczywiste, że moc człowieka jest ograniczona (chodzi zarówno o ograniczenia samej natury, jak i słabość wynikającą z grzechu pierworodnego), człowiekowi wydaje się, że jego możliwości są bez kresu. Tymczasem pozornie bezkresne możliwości, które można określić mianem „technicznych” wymagają podstawy duchowej – właściwego ukierunkowania. W przeciwnym razie prowadzić będą nieuchronnie do tego, co obrazuje opowieść o wieży Babel: do pomieszania języków, do wzajemnej wrogości, tak że ostatecznie obrócą się przeciw samemu człowiekowi.

Autor frondowego artykułu „Antychryst zdemaskowany” tak opisuje ten paradoks: „epoka, która w imię wywyższenia człowieka skazała religię na wewnętrzną emigrację, wszelkimi sposobami redukując jej wpływ na kulturę, w rzeczywistości sprowadziła człowieka do poziomu ssaków, gadów i płazów. Homo naturalis a więc homo sine gratia to człowiek zredukowany do tego, co w nim czysto zwierzęce”. Współczesna zachodnia kultura toleruje chrześcijaństwo tylko pod dwoma warunkami: że jest ono sprowadzone do prywatnych wierzeń, nie mających wpływu na życie oraz, że ostatecznie zredukowane jest do jakichś ogólnych wskazań moralnych, całkowicie pozbawione ewangelicznego radykalizmu.

Chrześcijaństwo kulturowe to w zasadzie tylko pewne niejasne poczucie przynależności do kultury, którą ukształtowało chrześcijaństwo, wraz z pewnym zestawem obrzędów i symboli, albo – jak pisze Kwaśnicki, sprowadzające się „przede wszystkim do akceptowania nakazów zgodnej z rozumem, mieszczańskiej moralności”. Nie ma tu miejsca na uznanie własnej grzeszności, otwarcie się na zbawienie wysłużone przez Chrystusa i łaskę prowadzącą do świętości. Cytując jeszcze raz autora Frondy, „tak rozumiany człowiek jest dobry sam w sobie, albo przynajmniej, jak głosili pelagianie, może takim się stać wyłącznie dzięki własnemu wysiłkowi. Nie potrzebuje zatem żadnego zbawienia ani żadnego Zbawiciela. Człowiek z natury jest dobry. Oto przesłanie naszej cywilizacji.”

Duch współczesnej kultury – duch Antychrysta

Słowa te, pisane przed 13 laty, nic nie straciły ze swojej aktualności. Co więcej, niebezpieczeństwo pelagianizmu dominującego we współczesnej kulturze podkreśla także Magisterium Kościoła.

22 lutego 2018 r. Kongregacja Nauki Wiary opublikowała list Placuit Deo, na temat „pewnych aspektów chrześcijańskiego zbawienia”. Zwraca w nim uwagę na coraz większe niebezpieczeństwo, jakie stwarza nowa odmiana starożytnej herezji: „Nowa forma pelagianizmu rozpowszechnia się w naszych czasach, w której jednostka, rozumiana jako radykalnie samoistna, udaje, że może zbawić się sama, nie uznając swej zależności, na najgłębszym poziomie swego bytu, od Boga i od drugich. W tym myśleniu, zbawienie zależne jest od siły jednostki lub czysto ludzkich struktur, niezdolnych do przyjęcia nowości Ducha Bożego.”

O tym samym mówił i pisał w ostatnich latach wielokrotnie także Papież Franciszek. Obok pokusy gnostycyzmu (traktującej ludzką wiedzę lub własne doświadczenie jako coś absolutnie doskonałego), największym zagrożeniem duchowym jest według niego właśnie pelagianizm. Jest to pokusa osiągania własnej, ludzkiej doskonałości, bez łaski, bez Boga albo przy wyłącznie nominalnym odwoływaniu się do Boga. O ile gnostycyzm przecenia możliwości ludzkiego intelektu, pelagianizm podnosi do rangi absolutu siłę ludzkiej woli. Nawet gdy mówi się „z łaską Bożą wszystko jest możliwe, w istocie przekazuje [się] ideę, że wszystkiego można dokonać za pomocą ludzkiej woli, tak jakby była ona czymś czystym, doskonałym, wszechmocnym, do czego dołącza się łaska” (Gaudete et exsultate 49).

Brak uznania ograniczoności możliwości człowieka przekłada się na odrzucenie zależności od Boga. W takim ujęciu Bóg staje się tylko milczącym świadkiem poczynań człowieka, odległym stwórcą świata, który nie angażuje się w historię ani w życie poszczególnych ludzi. Taka wizja Boga zamyka człowieka na współpracę z łaską, która nie ma przecież charakteru tylko ogólnego, ale powinna dotykać konkretu życia, wpływając na życiowe decyzje i wybory.

27 lutego minęła 34 rocznica śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Ten wybitny duszpasterz, twórca Ruchu Światło-Życie napisał, zamknięty w więziennej celi 60 lat temu, prorocze słowa: „W dzisiejszym świecie nie ostoi się katolicyzm połowiczny, a nawet tzw. głębszy, intelektualny, ale paktujący ze światem w stylu «Tygodnika Powszechnego» – to wszystko utonie w morzu nowoczesnego pogaństwa. Ostoi się tylko katolicyzm pełny, autentyczny, ewangeliczny, nadprzyrodzony. Trzeba zdecydować się być świętym!”. Słowa te są dziś aktualne, jak nigdy wcześniej!

« 1 »

reklama

reklama

reklama