Dr. Seuss i Murzynek Bambo. Cancel culture nabiera rozpędu

Dr. Seuss był dla amerykańskich dzieci tym, kim dla polskich Brzechwa czy Tuwim. Na jego książeczkach uczyły się czytać pokolenia najmłodszych Amerykanów. To już przeszłość – uznano go bowiem za rasistę i wykreślono z listy lektur. Czy to samo czeka naszych autorów?

Być może postać Dr. Seussa (1904-1991) nie jest w Polsce tak dobrze znana, jak w krajach anglojęzycznych. O jego popularności świadczyć może to, że łącznie jego książki sprzedały się w ponad 600 mln egzemplarzy, wiele z nich doczekało się także adaptacji filmowych, takich jak „Grinch: Świąt nie będzie”, „Lorax”, a także „Horton słyszy Ktosia”. Doktor Seuss (pełne nazwisko: Theodor Seuss Geisel) wydał w sumie 44 książek dla najmłodszych czytelników, które sam ilustrował. Pierwszą, „Sam to wszystko widziałem na ulicy Morwowej” napisał w 1937 r. I to między innymi ta książka, dotąd uznawana za epokową i zestawiana z Alicją w Krainie Czarów, sprawiła, że poprawni politycznie Amerykanie zdecydowali się usunąć Seussa nie tylko z kanonu lektur, ale i z ludzkiej pamięci.

2 marca, w dniu urodzin Seussa, przypada w USA Dzień Czytelnictwa. Do tej pory tego dnia Doktor Seuss wspominany był z wielką atencją. Ale od 2021 roku już nie – jego nazwisko ma zostać zapomniane i wymazane z publicznej świadomości. Publikacja sześciu jego książek została właśnie wstrzymana. Według fundacji Dr. Seuss Enterprises posiadającej prawa wydawnicze do spuścizny Seussa, „te książki ukazują ludzi w krzywdzący i zły sposób”. Specjaliści od poprawnej politycznie edukacji przeliczyli postaci ukazane w książkach autora, stwierdzając, że spośród 2240 tylko 45 to osoby o rasie innej niż biała. Samo to jest już oczywiście zbrodnią nie podlegającą wybaczeniu. Co gorsza, według cenzorów, zdecydowana większość spośród tych 45 postaci ukazana jest w sposób stereotypowy, czyli krzywdzący. Na przykład, kamieniem obrazy jest to, że w „Ulicy Morwowej” Chińczyk ukazany został w charakterystycznym chińskim kapelusiku, spod którego wystaje warkoczyk, a podpis pod obrazkiem brzmi: „Chińczyk, który je pałeczkami”.

Trudno nie przyznać racji cenzorom. Faktycznie, to, że Chińczyk je pałeczkami i ukazany jest tak, jak w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku wyglądało wielu Chińczyków, jest stereotypem. Nie każdy Chińczyk nosi warkoczyk, nie każdy jada pałeczkami. Pytanie jednak, co tu jest groźnego? Czy ukazywanie różnorodności kulturowej i etnicznej jest czymś krzywdzącym lub antywychowawczym?

Cenzorskie zakusy dosięgły Doktora Seussa już za życia – z pierwotnego obrazka Chińczyka musiał usunąć żółty kolor skóry oraz warkoczyk. To jednak nie wystarcza tropicielom rasizmu. Samo zwrócenie uwagi na odmienność, na fakt, że Chińczyk jada pałeczkami jest już myślozbrodnią. Warto dodać, że cała książeczka utrzymana jest w żartobliwym tonie. Nieszczęsne „pałeczki” Chińczyka pojawiają się jako rym do „sztuczek” (ang.: Chinese Man who eats with sticks ... a big Magician doing tricks). Dosłowne traktowanie tych wierszyków jest równie absurdalne jak czepianie się Tuwima, że w „Lokomotywie” obraża osoby otyłe, pisząc, że w trzecim wagonie „same grubasy siedzą i jedzą tłuste kiełbasy”.

No właśnie. Dla myślącego człowieka, mającego świadomość kulturowej różnorodności, rozwoju cywilizacyjnego i językowego nie ma nic niestosownego w czytaniu literatury z ubiegłych wieków, która z oczywistych względów prezentowała świat tak, jak widzieli go ówcześni ludzie. Jeśli dziś szczycimy się kulturowym uniwersalizmem, tolerancją i wrażliwością, to jest to wynikiem wielowiekowego rozwoju. Gdy stracimy z pola widzenia przeszłość, bardzo łatwo powtórzymy jej błędy. Tymczasem lewicowi tropiciele myślozbrodni chcieliby wymazać to całe kulturowe bogactwo, glajszachtować rzeczywistość i dopasować ją do tego, co uważają za jedynie poprawną wizję świata. Prawdopodobnie najbardziej znienawidzoną przez nich powieścią musi być „Rok 1984” Orwella, w której autor w proroczy sposób opisał ten proces poprawiania przeszłości i wykreślania z kultury wszystkiego, co nie pasuje do obrazu świata lewicowych ideologów.

Na razie trudno usunąć z bibliotek Orwella. Ale już zabrano się za Seussa, u nas zaś gwiazdy lewicowej retoryki dobierają się do Tuwima i Sienkiewicza. Myślozbrodnią jest czytanie „Murzynka Bambo”, a z listy lektur należy jak najszybciej usunąć „W pustyni i w puszczy”. Nic to, że w internecie systematycznie natykamy się na tak zwany „szwindel nigeryjski” (Nigerian scam), które jest jaskrawym przypadkiem praktycznej realizacji „etyki Kalego” i że wielu Afrykańczyków zarówno w przeszłości, jak i obecnie wyznaje moralność plemienną, która tym się różni od europejskiej-uniwersalistycznej, że normy etyczne obowiązują tylko względem „swoich”. Sama próba ukazania tego problemu przez Sienkiewicza w formie sfabularyzowanej jest już myślowym przestępstwem najwyższej rangi.

Kolonializm jest faktem historycznym. Chciwość i okrucieństwo kolonizatorów były czymś skrajnie nieetycznym, czego jako Europejczycy powinniśmy się wstydzić. Jednak ukazywanie jednych faktów historycznych nie może oznaczać przemilczania innych. Postać Mahdiego ukazana w „Pustyni i w puszczy” nie jest literacką fikcją. Postać tę cechowały okrucieństwo, religijny fundamentalizm i brak jakiejkolwiek tolerancji dla nie-muzułmanów  a idee mahdystowskie pozostają w Sudanie żywe do dziś i wpływają w znaczący sposób na politykę tego państwa.

Zamiast ulegać presji „cancel culture” („kultury unieważniania”), trzeba pokazywać dzieciom i młodzieży całą rzeczywistość, a nie tylko te jej aspekty, które pasują przedstawicielom danej wizji światopoglądowej. Trzeba to, rzecz jasna, robić mądrze, z właściwym komentarzem i stopniowo, w miarę rozwoju możliwości poznawczych młodego człowieka. Jeśli uważamy jakieś poglądy za błędne, należy wykazać błąd, ucząc przy okazji cennej umiejętności logicznego myślenia i argumentacji. Tak robili przez wieki chrześcijańscy myśliciele, bez obaw odwołujący się do treści kultury pogańskiej – aby polemizować z tym, z czym nie mogli się zgodzić, a ocalić to, co uważali za prawdziwe. To jednak, jak się wydaje, zadanie zbyt trudne dla wychowanków kultury postmodernistycznej, która pozornie głosi przesłanie tolerancji i prawo do własnej narracji, niepodlegające ocenie przez innych, a w rzeczywistości usiłuje odmówić prawa do własnych poglądów komukolwiek, kto nie wyznaje dogmatów politycznej poprawności, nawet jeśli jest tylko autorem książeczek dla dzieci.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama