Demokracja, Chiny i wielka czwórka Big Tech

To niesamowity zbieg okoliczności, którego Chiny nawet nie mogłyby sobie wyobrazić, a który jednocześnie oznacza koniec demokracji, jaką znamy. Są dwie rzeczy, które chiński reżim doskonale zrozumiał po zamieszkach na Placu Tiananmen w 1989 r. Czy wielkie koncerny technologiczne stały się zagrożeniem dla liberalnych demokracji?

To niesamowity zbieg okoliczności, którego Chiny nawet nie mogłyby sobie wyobrazić, a który jednocześnie oznacza koniec demokracji, jaką znamy. Są dwie rzeczy, które chiński reżim doskonale zrozumiał po zamieszkach na Placu Tiananmen w 1989 roku

Czy wielkie koncerny technologiczne stały się zagrożeniem dla liberalnych demokracji? Czy rzekoma przeciwwładza, którą ich pojawienie się oznaczało jeszcze kilka lat temu, staje się państwem-cieniem, łączącym władzę wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą, tworząc w praktyce alternatywne państwo zglobalizowanego świata?

W Alchemii, książce, którą napisałem wraz z Ricardo A. Queralt, półtora roku temu, wyjaśniam, jak firmy zamieniają dane w złoto. Różnica w stosunku do starożytnych alchemików polega na tym, że dziś naukowcy i korporacje, dla których pracują, znaleźli kamień filozoficzny, wykorzystując techniki łączące intensywne obliczenia z machine learning, czyli słynnym uczeniem maszynowym, aby przejść do sztucznej inteligencji. Na pewno otrzymali Państwo przez Whatsapp tę historię kogoś, kto dzwoni po pizzę ..., a na koniec wyrzuca telefon, ponieważ sprzedawca komentuje, jak bardzo wysoki jest poziom jego cholesterolu. Rosnące wzajemne powiązanie naszych urządzeń elektronicznych (oczywiście telefonu komórkowego lub tabletu, ale także zegarków, bransoletek monitorujących aktywność fizyczną, które wykorzystujemy podczas uprawiania sportu, urządzeń gospodarstwa domowego, kotłów i systemów grzewczych oraz oczywiście asystentów głosowych, takich jak Alexa lub Google Home) zasila bezpłatnie setki zaawansowanych algorytmów, które wyciągają wnioski z naszej codziennej aktywności. Dane są złotem i tak właśnie pojmują je pionierzy.

Są dwie rzeczy, które chiński reżim doskonale zrozumiał po zamieszkach na Placu Tiananmen w 1989 roku. Po pierwsze, że przetrwa tylko dzięki temu, że ludzie będą jeść, a ceny pozostaną stabilne. „Bogacić się jest rzeczą chwalebną”, ogłosił Deng Xiaoping w 1992 roku, kładąc kres ponad czterdziestoletniej epoce maoizmu, śmierci i nędzy, trzem cechom, które do tej pory definiowały Chiny. Po drugie, aby uniknąć zewnętrznych wiatrów zmian, należy otworzyć się na świat. Wstąpienie do Światowej Organizacji Handlu pod koniec 2001 r. potwierdziło to stanowisko. Dzięki napływowi zachodniego kapitału dochód na głowę mieszkańca wzrósł z 320 dolarów w 1989 r. do 1000 dolarów w 2001 r. i prawie 10 000 dolarów obecnie, pomimo znacznego wzrostu liczby ludności z 1,1 miliarda do 1,4 miliarda obecnie. Jednak dopiero w 2013 roku Chiny dokonały wielkiego kroku naprzód. Z punktu widzenia ekonomicznego, duch ideologiczny Mao jest nadal obecny w Komitecie Centralnym. „Polityka to wojna bez rozlewu krwi, podczas gdy wojna to polityka połączona z jej rozlewem” – tak zdawałaby się brzmieć słowa wybrane przez Xi Jinping, człowieka, który kontroluje kraj jako prezydent republiki, armię jako przewodniczący Centralnej Komisji Wojskowej i partię jako sekretarz generalny Komitetu Centralnego. Wie on lepiej niż ktokolwiek inny, że dziś nie ma globalnej strategii dominacji gospodarczej bez dominacji technologicznej. Przekonał partię do realizacji najbardziej ambitnego planu pomocy gospodarczej, jaki kiedykolwiek podjęto na świecie, pozostawiając Europejski Plan Odbudowy Marshalla daleko w tyle. Świadczy o tym strategia OBOR (One Belt One Road) z 2013 roku i utworzenie Nowego Jedwabnego Szlaku. Od tego czasu globalne inwestycje, zarówno bezpośrednie, jak i za pośrednictwem firm, przekroczyły wartość jednego biliona euro, przy ponad 1700 projektach infrastrukturalnych w ponad 65 krajach nim objętych, a który to program dotyczy 60% ludności świata na wszystkich kontynentach. Cztery lata później, podczas otwarcia Forum inicjatywy „Pasa i Drogi” na rzecz Współpracy Międzynarodowej, stwierdził jednoznacznie: „Powinniśmy posuwać się naprzód w rozwijaniu technologii Big Data, przetwarzania w chmurze i koncepcji inteligentnych miast, aby stworzyć cyfrowy jedwabny szlak XXI wieku”.

Obecnie w Chinach otwartych jest 45 kierunków studiów w zakresie Big Data prowadzonych na równie wielu uniwersytetach. Budżet na badania i rozwój, który w 2011 r. był o połowę mniejszy od amerykańskiego, obecnie zrównał się z nim kwotą prawie 500 mld dolarów. Chińskie koncerny przodują we wszystkich obszarach technologicznych; Huawei jest światowym liderem w dziedzinie 5G, kolejnego kamienia milowego w telekomunikacji; satelita Micius zainaugurował erę komunikacji kwantowej w 2017 r., podczas gdy USA dopiero rok później rozpoczęły testy nad rozwojem swojego Narodowego Laboratorium Przestrzeni Kwantowej, a europejski sojusz powstały w ramach projektu Quantum Flagship dopiero stawia pierwsze kroki. Alibaba dostarcza na Zachód wszelkiego rodzaju dobra konsumpcyjne, stosując strategię analityki danych na równi z Amazonem. Równocześnie 22 miliony Ujgurów podlega systematycznemu monitoringowi dzięki technologii CloudWalk, Xiaomi, Alibaba i Huawei, które prowadzą tam tanie szkolenia. Obowiązujący od tego roku system kredytów społecznych przyznaje lub odejmuje punkty praworządnym obywatelom, umożliwiając lub odmawiając im dostępu do kredytów, uczelni czy kolei. Systemy nadzoru wideo pozwalają karać tych, którzy nie mają masek, a paszport wewnętrzny mówi obywatelom, gdzie muszą mieszkać, pracować i gdzie nie wolno im przebywać. Analogia do orwellowskiego Wielkiego Brata jest aż nazbyt oczywista, ale nie nieprawdziwa. Wszystko dzieje się pod kontrolą i za zgodą partii. 

Chiny pokazują nam drogę. Po raz pierwszy musimy odwrócić głowę w prawo, aby dowiedzieć się, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Obserwujemy tu pewną część amerykańskiego społeczeństwa, która w równej mierze pragnie przeprosić za to, czego nie zrobiła, jak i ulec autodestrukcji. Big Tech toruje tę drogę. Taka postawa jest kamieniem z Rosetty, który pozwala nam rozszyfrować to, czym żyjemy w dzisiejszych czasach i przewidzieć, bez odwoływania się do wierzeń Nostradamusa, co będzie dalej. Facebook i Twitter, z 3 miliardami użytkowników, kontrolują 90% kontaktów osobistych na Zachodzie; w każdej minucie każdej godziny każdego dnia 4,7 miliona filmów jest oglądanych na YouTube, który rozpowszechnia 3/4 wszystkich filmów na świecie. Wyrzucając prezydenta Trumpa ze swoich serwisów, tłumią niewątpliwie kontrowersyjne wypowiedzi osoby, która najbardziej im się sprzeciwiała. A kiedy Apple i Google, dysponujące 99,5% wszystkich systemów operacyjnych telefonii komórkowej na świecie, wykluczają ze swoich sklepów serwis Parler, tego malutkiego Dawida, który nigdy nie mógł zbliżyć się do Goliata, a Amazon Web Services, posiadający 40% rynku, blokuje dostęp do swoich serwerów w chmurze, za które płacił 300 tys. dolarów miesięcznie, powstaje koalicja niewyobrażalna jeszcze kilka lat temu. Ci, którzy kiedyś stanowili realną alternatywę dla rosnącej potęgi państw, teraz decydują o tym, kto, co i jak może powiedzieć, opierając się na narzuconych regułach, które w przypadku jednych są elastyczne, a w przypadku innych sztywne.

Jeżeli cokolwiek definiuje demokrację, to jest to podział władzy. A tym, co definiuje autokrację, jest jej koncentracja. Nie mówimy tu o spiskach, o tak zwanym Klubie Bilderberg, którego członkowie w tajemnicy dyskutują i decydują o losach świata.  Bez wątpienia chodzi tu o koalicję interesów, zmowę i nadużywanie dominującej pozycji w niewiarygodnym układzie, którego Chiny nigdy nie mogłyby sobie wyobrazić, a który oznacza koniec demokracji, jaką znamy.

Źródło: Libertad Digital

« 1 »

reklama

reklama

reklama