Bp. Zadarko: Musimy wypracować nowy model społeczeństwa wielokulturowego

„Jako Kościół apelujemy o szybkie rozwiązanie sytuacji w Usnarzu, ale też wypracowanie przez rząd konkretnej polityki migracyjnej, bo podobnych sytuacji będzie coraz więcej” - mówi bp Zadarko, przewodniczący Rady ds. Migrantów przy KEP

„Wydaje mi się, że wciąż jesteśmy w fazie przejściowej od społeczeństwa zdominowanego przez kulturę katolicką do społeczeństwa wielokulturowego, w którym budujemy wspólnotę razem z wyznawcami innych religii” - mówi bp. Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady ds. Migrantów, Turystyki i Pielgrzymek przy Konferencji Episkopatu Polski, w rozmowie z KAI.

Dorota Giebułtowicz (KAI): Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej staje się coraz bardziej dramatyczna i mimo śmierci kolejnych uchodźców organizacje humanitarne nie są dopuszczane, aby udzielić pomocy koczującym. Co Kościół może zrobić w tej sprawie?

Bp Krzysztof Zadarko: - Temat uchodźców stał się nie tylko sprawą humanitarną, ale ideologiczną i polityczną. Jako Kościół apelujemy o szybkie rozwiązanie sytuacji w Usnarzu, ale też wypracowanie przez rząd konkretnej polityki migracyjnej, bo podobnych sytuacji będzie coraz więcej. Zderzają się tu dwie rzeczy: bezpieczeństwo państwa, szczelność granic Polski i Unii Europejskiej z postawą wobec migrantów i uchodźców, którzy chcą przejść naszą granicę niekoniecznie legalnie. Trzeba wprowadzić jasne reguły, kogo wpuszczamy, a kogo nie możemy wpuścić do Polski, bo w grę wchodzą ludzie, którzy stali się już żywymi tarczami nie tylko dla Łukaszenki, w to jest zaangażowany gigantyczny handel ludźmi, sieć przemytników. Pamiętajmy, że nielegalna emigracja istniała zawsze. Nas obowiązuje Konwencja Genewska, która mówi wyraźnie, że jeśli na granicy stanie człowiek i poprosi o azyl, to mamy obowiązek go przyjąć. Tak powstały obozy dla uchodźców na Zachodzie, we Włoszech, czy na greckiej wyspie Lesbos, gdzie migranci czekają nawet kilka lat na legalizację pobytu.

KAI: Jak Ks. Biskup ocenia pomysł budowy murów na granicy? Litwa na budowę ogrodzenia na granicy przeznaczyła 152 mln euro. Czy nie byłoby lepiej zużytkować te pieniądze na ośrodki dla migrantów, szkolenia, konkretną pomoc?

- Mury są na całym świecie. Takich porządnych murów, silnie zbudowanych, mamy, o ile wiem, siedemnaście. To są mury, jak np. w enklawie hiszpańskiej w Ceucie w Maroku, na granicy turecko-greckiej, węgiersko-serbskiej czy mur między Meksykiem a USA. Zgodzę się, że już dawno trzeba było myśleć o budowaniu ośrodków dla cudzoziemców, co dość szybko zrobili Litwini, ale równocześnie uszczelniać granice. Ale jeśli mur ma stać tylko po to, żeby uniemożliwić ludziom staranie się o azyl, to wtedy jest to nieludzkie. Wszystkie środki, nie tylko finansowe, powinny być przede wszystkim zaangażowane na rzecz usunięcia przyczyn migracji: zakończenia wojen, opanowania skutków zmian klimatycznych, pomocy w odbudowie gospodarek i społeczeństw w krajach pochodzenia migrantów i uchodźców, wspieranie edukacji. Wreszcie w eliminacji wszelkich ideologii, jak mówi papież Franciszek: ideologii wyzysku, chęci dominacji i podboju, eksploatacji dóbr. To rażąco niesprawiedliwe, gdy wielki kapitał wkłada się w powiększanie ekonomicznego zysku, kosztem ludzi uciekających potem za lepszą płacą. Pozostaje wtedy ocieranie ran i łez uchodźców. To szantaż moralny na ogromną skalę. A źródło krzywdy nie wysycha. Mówmy i czyńmy więcej na temat usunięcia przyczyn przymusowych migracji. To też może być zadanie Kościoła.

KAI: Czy Rada ds. Migrantów przy Episkopacie, której Ks. Biskup jest przewodniczącym, prowadzi rozmowy z rządem na temat obecnego kryzysu migracyjnego?

- Ostatnio dowiedziałem się, że rząd polski opracowuje dokument nt. polityki migracyjnej państwa, i o ile ten dokument jest w fazie konsultacji społecznych, to Episkopat Polski do tej pory nie otrzymał go do konsultacji. Taki dokument, który nakreśli ramy naszej obecnej polityki migracyjnej, jest bardzo potrzebny i nad nim powinniśmy się wszyscy wspólnie zastanawiać, bo w grę wchodzi nie tylko dobro wspólne, jakim jest bezpieczeństwo państwa, ale też wizja społeczności, w której będą obecni ludzie obcy etnicznie, kulturowo, religijnie. Musimy wypracować model, w jakim kierunku będziemy budować swoje społeczeństwo. Czy i w jaki sposób będzie ono otwarte na obcych, czy zamknięte. A taki model zamkniętego społeczeństwa nam grozi, jeżeli nie będziemy mówić o wartościach związanych z wielokulturowością, która bardzo często jest spłycona przez określenie multi-kulti. Ja się wcale nie dziwię, że w ludziach istnieje strach, strach wynikający z niewiedzy, i strach wynikający z tego, że pojęcie otwartości zostało zideologizowane i upolitycznione. Wielokulturowość to dialog a nie tolerowanie siebie, bycie obok, niektórzy mówią - paralelnie.

KAI: Czy Kościół w Polsce nawiązał współpracę z katolikami w innych państwach UE, aby skorzystać z ich doświadczeń, jak należy się zająć uchodźcami?

- Tak, nawiązaliśmy współpracę na płaszczyźnie Caritasów innych krajów, mamy wspólne programy pomocowe. Ostatnio widziałem, jak prowadzony jest obóz uchodźców na Lesbos. Oczywiście, nie dysponujemy takimi funduszami jak np. Niemcy i Włosi, którzy w Caritasie mają wydzielone całe struktury, które zajmują się tylko pomocą migrantom i uchodźcom.

Ale trzeba zaznaczyć, że nie jest to tylko kwestia finansów i pomocy charytatywnej, ale budowania modelu integracyjnego we współpracy z samorządami. U nas dotychczas tego nie ma, ponieważ nie wiemy, jaka jest polityka migracyjna i integracyjna wobec obcokrajowców. Możemy więc tylko podglądać, jak robią to Niemcy, Włosi, jak robi to wspólnota Sant’Egidio, która stworzyła moim zdaniem najbardziej pożądany model tzw. korytarzy humanitarnych. Na takie korytarze nie chce się zgodzić rząd polski, a jest to forma pomocy bezpieczna, legalna, pewna i humanitarna. Korytarze nie są masowe, ale ograniczone do osób, które są w najtrudniejszym położeniu. Widziałem, jak to funkcjonuje we Włoszech. Uchodźcy są przyjmowani przez włoskie rodziny, które im towarzyszą przez 2-3 lata, pomagają w znalezieniu pracy, załatwieniu spraw w urzędach, poznaniu kultury danego kraju, nauce języka. Te rodziny spełniają rolę takich kulturowych mediatorów. Sant’Egidio robi to doskonale, współpracuje z ministerstwami spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych, także ze służbami. Nie może być naiwnego przyjmowania ludzi w imię tylko humanitarnej wrażliwości, bez programu integracyjnego.

KAI: Prawdopodobnie czeka nas w najbliższej przyszłości wiele kryzysów migracyjnych z powodu wybuchających ciągle nowych konfliktów i wojen. Jak powinniśmy się przygotować jako Kościół na przyjmowanie migrantów?

- Przede wszystkim z naszej strony powinny być apele, by to nieszczęście, do którego dochodzi na granicy, nie było wykorzystane do siania nienawiści i niechęci do uchodźców. Mamy w Polsce ok. 2 mln obcokrajowców i obawiam się, że podsycanie nastrojów niechęci do tych, którzy czekają na granicy białoruskiej, a tam są ludzie z różnych krajów, może się odbić na patrzeniu na cudzoziemców, którzy już u nas są. Dlatego chciałbym zaapelować do wszystkich w Kościele o powściągliwość i niepowtarzanie opinii, które nasycone są niechęcią i nienawiścią wobec uchodźców. To jest niechrześcijańskie i niekościelne.

KAI: W komunikacie Rada KEP ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, który ukazał się 22 sierpnia, przypomniał Ks. Biskup, że „zadaniem chrześcijanina jest rozpoznać i przyjąć Chrystusa w przybyszu.” Jak Kościół w Polsce zamierza pracować nad zmianą mentalności wiernych, którzy najczęściej obawiają się przyjmowania uchodźców? Czy nie jest potrzebny jakiś program duszpasterski?

- Nie widzę potrzeby formułowania specjalnego programu dla kształtowania postawy otwartości i gościnności. Wystarczy, by każdy chrześcijanin zrobił sobie rachunek sumienia ze słów Chrystusa: „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”.

Jeśli już miałby być sformułowany jakiś program, to powinien on dotyczyć budowania relacji z imigrantami. Obecnie bazujemy na takim powszechnym przekonaniu, że my jako Polacy jesteśmy bardzo gościnni i integracja z obcokrajowcami przebiega poprawnie, gdy są z naszego kręgu kulturowego. Tymczasem mamy już wyspy grup etnicznych. To są ludzie innych narodowości, którzy u nas pracują, ale spędzają czas w swoim gronie, nie tylko z braku wystarczającej znajomości języka, ale również dlatego, że my nie nawiązaliśmy z nimi relacji. Często traktujemy obcych jak niewolników, którzy tu przyjeżdżają do roboty i więcej nas nie interesują. Jeżeli więc nie znajdziemy pomysłu, jak z imigrantami budować wspólną przyszłość, to powielimy błędy Zachodu.

KAI: Myślę, że większość ludzi w Polsce boi się zagrożeń związanych z islamem. Przecież ci uchodźcy na granicy białoruskiej pochodzą głównie z krajów muzułmańskich.

- Tak, funkcjonuje w naszym społeczeństwie stereotyp zagrożenia islamem, który jest bardzo krzywdzący dla wielu muzułmanów. Strach, że oni tu przyjdą i zniszczą naszą katolicką tożsamość. Po wojnie w Czeczenii w 2009 r. przeszła przez Polskę fala uchodźców, od 80 do 100 tys. osób. Większość wyemigrowała na Zachód, ale 20 tys. Czeczenów zostało. Czy ktoś widzi, że zagrażają naszemu bezpieczeństwu? Ale kilkanaście lat temu inaczej się myślało o uchodźcach, a teraz ktoś zauważył, że na temacie migrantów można zbić kapitał polityczny i tworzy się politykę strachu, wykorzystując powszechną niechęć do budowania wielokulturowego i wieloreligijnego społeczeństwa.

Fundamentalną sprawą jest tworzenie nowych programów duszpasterskich z bardzo poważnym elementem dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego. Jeden Dzień Islamu czy Judaizmu nie załatwia sprawy. Wydaje mi się, że wciąż jesteśmy w fazie przejściowej od społeczeństwa zdominowanego przez kulturę katolicką do społeczeństwa wielokulturowego, w którym budujemy wspólnotę razem z wyznawcami innych religii. To powinno być traktowane jako jedno z poważnych wyzwań duszpasterskich.

KAI: Czyli naszą przyszłością jest społeczeństwo wielokulturowe?

- Moim zdaniem w Polsce w wielu narracjach pojawia się model budowania społeczeństwa monoreligijnego i monoetnicznego, czyli w tle jest takie hasło: obrona tożsamości chrześcijańskiej czy wręcz katolickiej. Brakuje tylko namaszczenia na współczesnego Sobieskiego. U podstaw leży wizja Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej, w której wszystko co jest inne, jest obce, a więc niedobre, tego się nie da nawrócić, więc lepiej sobie nie zawracać głowy. Wydaje się nam, że jesteśmy przeznaczeni do obrony tożsamości chrześcijańskiej, a nie ewangelizacji, zarażania naszą wiarą, misji - do czego nawołuje papież. Mam wrażenie, że wciąż jeszcze nie zeszliśmy z tej wygodnej kanapy.

KAI: Dziękuję za rozmowę.

« 1 »

reklama

reklama

reklama