Abp Jędraszewski: Osoby LGBT są dla mnie braćmi (wywiad cz.2)

o swym stosunku do osób LGBT +, o znaczeniu nauczania papieża Franciszka oraz o ekologii i jej miejscu w nauczaniu Kościoła – mówi abp Marek Jędraszewski w wywiadzie dla KAI. - Kiedyś Kościół w Polsce był postrzegany jako przestrzeń autentycznej wolności, a dziś może być przestrzenią prawdy, która niesie wolność – konstatuje metropolita krakowski.

PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU Z ABP. JĘDRASZEWSKIM

W drugiej części rozmowa z Abp. Jędraszewskim dotyczy kwestii nowych trendów i ideologii obecnych we współczesnym świecie. Pytany o swój stosunek do osób LGBT odpowiada, że „tak jak każdy inny człowiek są oni dla mnie braćmi” a skoro jest kapłanem i biskupem, nie zwalnia to go z obowiązku troski o ich zbawienie. Przypomina jednak, że elementem misji Kościoła jest ostrzeganie przez nowymi ideologiami. Mówi też o ekologii. - Nie ulega wątpliwości, że wszyscy – jako ludzie, a zwłaszcza jako chrześcijanie – jesteśmy odpowiedzialni za świat i za środowisko naturalne – zauważa. Wyjaśnia, że ekologia może być terenem współpracy z innymi wyznaniami a także z judaizmem. Krytycznie postrzega natomiast „ekologizm”, będący nurtem, który „neguje Boga i zadania, jakie Bóg powierzył człowiekowi wobec dzieła stworzenia”.

Pytany czy papież Franciszek dąży do zmiany bądź liberalizacji doktryny Kościoła, odpowiada, że „podejrzenia Franciszka o chęć zmiany doktryny wysuwane są częstokroć po to, aby wykreować nowe podziały i napięcia w Kościele, a prowadzić to ma do wyhamowania tego apostolskiego dynamizmu, o który apelował Jan Paweł II”. Arcybiskup podziela wiarę, że „działalność Franciszka pozostaje pod głęboką asystencją Ducha Świętego”.

A oto pełna treść drugiej części rozmowy z abp. Markiem Jędraszewskim, metropolitą krakowskim:

KAI: Ksiądz Arcybiskup stał się w ubiegłym roku obiektem silnej krytyki medialnej, szczególnie w dwóch kwestiach: ideologii LGBT+ oraz ekologii. Postarajmy się może przez chwilę do tego powrócić, starając się wyjaśnić jeszcze raz stanowisko Księdza Arcybiskupa i Kościoła w tych kwestiach. Są to bowiem sprawy niezmiernie ważne zarówno dla tożsamości kulturowej Europy, wychowania młodego pokolenia, jak i przyszłości naszej planety.

- Mamy do czynienia z nową formą ideologii, znacznie bardziej zawoalowanej i używającej bardziej subtelnych środków niż w przypadku komunizmu, który znamy z czasów PRL. Ostrzeganie przed tego rodzaju niebezpieczeństwami zagrażającymi wiernym jest elementem misji, której Kościół nie może się wyrzec.

KAI: Jak można opisać tę ideologię? Społeczeństwo czy nawet duża część Ludu Bożego z jej istnienia nie zdaje sobie sprawy?

- Wizja rozwoju społeczeństwa, które głoszą te ideologie, neguje, po pierwsze, Boga i transcendencję człowieka, po wtóre jest materialistyczna, a po trzecie chce zbudować nową, świetlaną, utopijną przyszłość. U podstaw tej ideologii leży szalona koncepcja wolności, zakładająca, że ze wszystkiego, „co nas krępuje” i co ogranicza indywidualną wolność, powinniśmy się za wszelką cenę wyzwolić. Powinniśmy się zatem wyzwolić z tradycyjnie rozumianych struktur społecznych, z rodziny opartej na małżeństwie kobiety i mężczyzny, ale także z naszej tożsamości płciowej, która rzekomo nie jest wcale dziełem natury, a równocześnie Bożym darem, lecz wytworem kultury.

Te elementy łączą ją z ideologiami XX wieku. Jej propagatorzy są przekonani, że – skoro jest to droga prosto prowadząca do szczęścia całej ludzkości – to mają prawo walczyć o nią za wszelką cenę, „per fas et nefas”, wszelkimi dostępnymi sobie środkami.

Jeśli chodzi o korzenie takiego myślenia, to na pewno trzeba wskazać na heglizm, a następnie na marksizm. A właściwie trzeba by sięgnąć do nurtu, który powstał jeszcze przed Heglem, do filozofii Fichtego, który mówił, że to świadomość stwarza przedmiot.

KAI: Czyli jako jednostki ludzkie możemy się dowolnie wykreować?

- Jeszcze całkiem niedawno nie podejrzewałem, że pojawi się jakaś doktryna, według której można kreować swoją płeć. Odwołałbym się tutaj do filozofii Jeana-Paula Sartre’a i Simone de Beauvoir. Sartre mówił – i na tym polegała jedna z głównych tez jego egzystencjalizmu – że nie ma czegoś takiego, jak ludzka natura, która od strony metafizycznej jest czymś trwałym w człowieku. Za każdym bowiem razem, gdy dokonujemy wolnego wyboru, stajemy się kimś nowym, negując to, czym byliśmy jeszcze przed chwilą. Simone de Beauvoir odniosła tę doktrynę do stawania się kobietą. Często cytuje się jej słowa: „Nie rodzimy się kobietami – my się nimi stajemy”. Dlatego przez wielu uznawana jest ona za matkę teorii gender. W programie rewolucji społecznej formułowanym przez środowiska LGBT odnaleźć można wszystkie te elementy.

KAI: A tymczasem wydawało się, że rok 1989 będzie oznaczał koniec ideologii...

- Wtedy można było odnosić takie właśnie wrażenie. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że będziemy dotkliwie cierpieć na skutek tego, co się nie dokonało w kulturze i w polityce na Zachodzie. Po zakończeniu drugiej wojny światowej wprawdzie potępiono niemiecki hitlerowski nazizm, natomiast nie potępiono jeszcze bardziej zbrodniczego marksistowskiego bolszewizmu. Tymczasem ten marksistowski nurt nie tylko przetrwał, ale i wewnętrznie okrzepł, by doprowadzić do tego, co dzisiaj nazywamy „rewolucją 68 roku”. Dla nas rok 1968 kojarzy się przede wszystkim z wystąpieniami studentów w Warszawie i w innych miastach uniwersyteckich w obronie wolności kultury czy też z sowiecką inwazją przeciwko „Praskiej Wiośnie”. Natomiast na Zachodzie była to najbardziej radykalna rewolucja obyczajowa, jaką można było sobie wyobrazić, która pozostawiła trwałe, bardzo negatywne skutki w europejskiej kulturze.

Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że w 1968 roku został uruchomiony pewien proces, który Antonio Gramsci określił jako „marsz przez instytucje”. Chodziło o to, żeby neo-marksistowska obyczajowa ideologia dotarła najpierw do miejsc, w których kształtowany jest człowiek – do szkół i uniwersytetów, a potem żeby rozlała się ona na inne dziedziny życia społecznego. Właśnie w ten sposób miało się zmienić ideowe oblicze tego świata. Nawet nie zauważyliśmy tego, co Jan Paweł II napisał w swej ostatniej książce „Pamięć i tożsamość” z 2005 r., kiedy mówił o kolejnej ideologii, być może jeszcze bardziej niebezpiecznej dla człowieka niż bolszewizm.

KAI: A mianowicie?

- Papież mówił tam o rewolucji obyczajowej związanej z próbą redefinicji małżeństwa i rodziny, o związkach homoseksualnych, którym usiłuje się przyznać prawo do adopcji dzieci. Już wtedy nazywał to „ideologią zła”, „w pewnym sensie głębszą i ukrytą, usiłującą wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie”. Chciał nas przed tym przestrzec i do tego przygotowywać, choć znajdował się niemal na łożu śmierci. Nie dostrzegliśmy wtedy tych papieskich słów, a przynajmniej ich proroczej wagi.

Dziś kwestionuje się prawo do sprzeciwu ze strony Kościoła przeciwko tym ideologiom, twierdząc, że nie ma żadnej ideologii gender i LGBT, a „zły Kościół” dyskryminuje osoby o odmiennej orientacji płciowej. Na tym polega subtelna strategia charakterystyczna dla tych środowisk. Jeśli ktoś ośmieli się skrytykować program rewolucji kulturowej środowisk LGBT, to nie podejmuje się z nim żadnej merytorycznej dyskusji, lecz natychmiast oskarża się go o „piętnowanie” czy „wykluczanie” osób homoseksualnych. To jest jedno wielkie nieporozumienie.

Niedawno, w związku z przyznaniem mi Nagrody im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego, o. profesor Dariusz Kowalczyk z rzymskiej Gregoriany niezwykle trafnie zauważył: „Współczesne ideologie, jak gender, LGBT, skrajny feminizm, aborcjonizm, antyludzki ekologizm głoszą, że nie są żadnymi ideologiami, a jedynie stawaniem po stronie dyskryminowanych, domaganiem się poszanowania praw każdego człowieka, praw zwierząt itd. To trochę tak, jakby Lenin i Stalin przekonywali, że nie szerzą żadnej ideologii, a jedynie domagają się poprawy losu uciemiężonych chłopów i robotników”. Prawda zaś była taka, że po wojnie bojówki zetempowskie tropiły nieprawomyślnych profesorów, doprowadzając do tego, że byli oni pozbawiani prawa nauczania. Tak było na przykład w przypadku słynnego profesora Władysława Tatarkiewicza, oskarżonego m.in. przez młodego Leszka Kołakowskiego. Dzisiaj – jak dobrze wiemy – podobne rzeczy dzieją się na polskich uniwersytetach, gdzie profesorów stawia się przed sądy dyscyplinarne za to, że przekazują zdroworozsądkową prawdę o człowieku, rodzinie i małżeństwie.

KAI: Księdzu Arcybiskupowi postawiono zarzut, że opowiada się przeciwko osobom homoseksualnym, że wyklucza je i piętnuje. Jaki więc jest stosunek Księdza Arcybiskupa do osób LGBT?

- Tak jak każdy inny człowiek są oni dla mnie braćmi. A skoro jestem kapłanem i biskupem, nie zwalnia to mnie z obowiązku troski o ich zbawienie, a zatem z obowiązku głoszenia moralnej nauki Kościoła. Powróćmy do tego, czego uczy nas Pan Jezus. Nigdy nie potępiał On człowieka, a grzesznikom okazywał szacunek. Nie znaczy to jednak, że nie widział ich grzechu i nie wzywał ich do nawrócenia. Przykładem tego jest słynna scena z jawnogrzesznicą. Żądano od Niego, aby ją potępił, gdyż została pochwycona na cudzołóstwie. Tymczasem Pan Jezus jej nie potępił. Jednakże bynajmniej nie stwierdził, że nie popełniła złego czynu. Powiedział przecież do niej wyraźnie: „Idź i nie grzesz więcej!”. Taka sama jest dzisiaj – i musi być – postawa Kościoła wobec ludzi przekraczających Boże przykazania, także wobec osób głoszących ideologię LGBT. Szanujemy człowieka, ale równocześnie wzywamy go do nawrócenia. Dotyczy to absolutnie każdego człowieka, mnie osobiście również. Ufność w Boże miłosierdzie nie przesłania świadomości popełnionego grzechu.

Odwołam się do „Zapisków więziennych” kard. Wyszyńskiego, w których opisuje on swoją reakcję na śmierć Bolesława Bieruta, człowieka, który walczył z Kościołem i poważnie skrzywdził samego prymasa, skazując go na internowanie. Kiedy kard. Wyszyński dowiedział się – przebywając w Komańczy – że w Moskwie umarł Bierut, to mu po raz kolejny przebaczył, a następnego dnia odprawił Mszę św. w intencji jego zbawienia. Zrobił to pomimo tego, a może właśnie dlatego, że Bierut – aresztując kardynała – zaciągnął na siebie ekskomunikę. Modlił się o to, aby Dobry Bóg spojrzał na niego miłosiernym okiem.

KAI: A teraz kwestia ekologii. Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup wyjaśnić to nieporozumienie, które wybuchło po wywiadzie w Telewizji Republika?

- Nie ulega wątpliwości, że wszyscy – jako ludzie, a zwłaszcza jako chrześcijanie – jesteśmy odpowiedzialni za świat i za środowisko naturalne. W Księdze Rodzaju czytamy, że kiedy Bóg stwarzał świat, to widział, że było to dobre. A kiedy stworzył człowieka, to zauważył, że było to bardzo dobre. Zachwycił się zatem stworzonym przez siebie światem. Również dla nas Dzieło Stworzenia powinno też być źródłem zachwytu. Jeżeli Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, to zawarł w tym także obowiązek, by człowiek potrafił się tym światem zachwycać, ale i właściwie się o niego troszczyć.

Ekologia, pojmowana jako zatroskanie o właściwe miejsce człowieka na Ziemi i o ochronę Ziemi, jest niejako naturalnym obowiązkiem każdego chrześcijanina. Wyraźnie przypomniał nam to papież Franciszek zarówno w encyklice „Laudato sì”, jak i w Orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Pokoju. Mówił w nim o potrzebie nawrócenia ekologicznego, które polega na właściwych relacjach z Bogiem, z drugim człowiekiem i ze stworzeniem.

Jednakże tak właśnie rozumianą ekologię, pojmowaną jako wezwanie do troski o środowisko stworzone przez Boga, należy odróżnić od ekologizmu, będącego nową formą ideologii. Znowu mamy do czynienia z nurtem, który neguje Boga i zadania, jakie Bóg powierzył człowiekowi wobec dzieła stworzenia. W Piśmie Świętym jest wyraźnie napisane: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Adam jest kimś, kto nazywa zwierzęta, a więc nad nimi panuje. Panowanie to związane jest z odpowiedzialnością. Człowiek zobowiązany jest zatem do odpowiedzialnej troski o naturę. Powinniśmy też wziąć na serio te Boże słowa, które mówią, że płodność, posiadanie dzieci – jest błogosławieństwem. To jest wizja człowieka i świata, którą głosi chrześcijaństwo i która jest także wizją głęboko zakorzenioną w judaizmie. Tymczasem ekologizm to wszystko kwestionuje.

KAI: Franciszek włącza ekologię do katalogu podstawowych zagadnień nauczania społecznego Kościoła...

- Wpisuje się tym w długą tradycję Kościoła. Papież nawiązuje tu do św. Franciszka z Asyżu, ale także do nauczania Jana Pawła II. Jest to ta sama nauka Kościoła, która mówi o stworzeniu świata z nicości po to, żeby było w nim miejsce także dla nas. Jest to miejsce naszego rozwoju i zatroskania o dobra, jakie otrzymaliśmy od samego Boga Stwórcy.

KAI: Podczas Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan podkreślano, że ekologia może być też ideą ekumeniczną, prowadzącą do zbliżenia wyznawców różnych Kościołów chrześcijańskich.

- Z pewnością ekologia powinna łączyć wszystkich chrześcijan. Wyrastamy przecież z tej samej biblijnej tradycji. Ale jest to prawda, która może nas łączyć także z judaizmem. Bo przecież historia stworzenia świata zapisana została w Księdze Rodzaju, wspólnej chrześcijanom i żydom.

KAI: Jak widzi Ksiądz Arcybiskup miejsce Kościoła w Polsce dziś? Ubiegły rok był z pewnością związany z pewnym kryzysem wizerunkowym: kwestie związane z pedofilią, wykazywany w badaniach spadek publicznego autorytetu Kościoła, itd. Czy potrzebny jest jakiś „program naprawczy”, korekty stylu i metod działania?

- Owszem, był to rok trudny, choćby z tego względu, że został ujawniony bolesny problem pedofilii w naszym Kościele. Ale nie sądzę, że był to najtrudniejszy rok w perspektywie tego, co jeszcze nas czeka.

Priorytetem Kościoła w Polsce – także moim własnym – jest wielkie zatroskanie o to, aby chrześcijańska wiara, której jesteśmy spadkobiercami w Polsce od ponad 1050 lat jeszcze bardziej się pogłębiała. Zdaję sobie sprawę, że znajdujemy się w jakimś momencie krytycznym, kiedy nie tylko spada zaufanie do Kościoła, ale coraz więcej ludzi wydaje się poważnie zagubionych wobec tego ciśnienia ideologicznego, jakiemu są oni na co dzień poddawani. Ludzie zaczynają tracić jasne kryteria, pozwalające odróżnić prawdę od fałszu, czy dobro od zła. Jest to zjawisko, które sprzyja sekularyzacji. Nieco podobnie było w latach 1945 – 1956.

KAI: Dlaczego?

- Dla wielu ludzi doświadczających krzywd i niesprawiedliwości w Polsce międzywojennej, nowy porządek, który przychodził, łączył się z nadzieją większej sprawiedliwości społecznej. Wielu ludzi – poza zdeklarowanymi antykomunistami – w tamtych czasach uważało, że być może komuniści przesadzają w walce z Kościołem, ale w sferze społecznej głoszą słuszne hasła. Trzeba było dopiero długoletniego doświadczenia cierpienia i represji płynących z nowego systemu, aby ludzie zaczęli sobie uświadamiać skalę zakłamania władzy, która przybyła do Polski na radzieckich czołgach. Potrzeba też było narodowych rekolekcji w postaci Wielkiej Nowenny przed Millennium Chrztu Polski, żeby ludzie przejrzeli i zrozumieli, że prawdą o człowieku i o świecie jest to, co głosi Kościół. To właśnie w nim zaczęto odkrywać przestrzenie autentycznej wolności, to w Ewangelii widziano fundamenty nadziei dla siebie. To w świetle nauki Pana Jezusa przyjmowano nawet tak trudną prawdę jak ta, że nieraz trzeba pierwszemu prosić o przebaczenie – jak to było w przypadku słynnego „Orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich” z 1965 r.

Dzisiaj – nieco podobnie jak wtedy – spotykamy się z sytuacją, gdy nowe ideologie odwołują się do tkwiącego w każdym człowieku pragnienia wolności i pragnienia szacunku do każdego i nie dyskryminowania żadnego człowieka. Podobnie jak wtedy, stoi dziś przed Kościołem wielkie zadanie duszpasterskie, aby pokazać, że naprawdę wolni jesteśmy tylko wtedy, gdy jesteśmy z Chrystusem, w Jego Kościele. Choć ludzie Kościoła nieraz są słabi i grzeszni, to jednak jeśli pozostaniemy przy Chrystusie, możemy oddychać pełnią wolności. Kiedyś Kościół w Polsce był postrzegany jako przestrzeń autentycznej wolności. Dziś może być przestrzenią prawdy, która niesie wolność.

KAI: Bardzo dziękuję za rozmowę.

PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU Z ABP. JĘDRASZEWSKIM

Rozmawiał Marcin Przeciszewski / Kraków

źródło: Katolicka Agencja Informacyjna

« 1 »

reklama

reklama

reklama