Aborcja to sprawa szybka i tania. Ale to nie pomoc, tylko zabójstwo

„Wydaje mi się, że żadna z matek moich pacjentów nie żałuje urodzenia chorego dziecka. Rozmawiamy czasem o śmierci, ale póki dziecko żyje, chcą ten moment odsuwać tak długo, jak to jest po ludzku możliwe” – pisze Magdalena Chrzanowska, lekarka pracująca w hospicjum dla dzieci.

W tekście na portalu Christianitas.org opisuje swoje doświadczenia zawodowe pracy z chorymi dziećmi. Na początku zauważa, że sens cierpienia jest czymś trudnym do zrozumienia, ale może ono być drogą prowadzącą do duchowego wzrostu. Zaznacza, że dzisiaj jednak zaczyna dominować przekonanie, że „skoro cierpienia nie można całkowicie wyeliminować, należy przerwać cierpiące życie”.

„W mediach można spotkać wywiady z lekarzami, najczęściej ginekologami, w dramatycznych słowach przedstawiającymi przykłady najcięższych schorzeń dzieci w fazie prenatalnej, po to żeby uzasadnić legalność terminacji ciąży w takiej sytuacji” – pisze autorka.

Pojawia się tu jednak wiele pytań. „Jak daleko będziemy przesuwać granice? Czy od pewnego momentu chęć oszczędzenia cierpień dziecku nie staje się zasłoną dymną konformizmu rodziców i lekarzy? Czy jednak nie jest tak, że w życiu mamy nie tylko prawa? Czy nie mamy też obowiązków? Czy nie należy do nich także zmierzenie się z chorobą własnego dziecka?” – wylicza autorka. Podkreśla przy tym, że rozwój medycyny pozwala dzisiaj na pomoc w przypadkach, w których do niedawna nie było szans na ratunek.

Jak wspomina, wiedzę neonatologiczną zdobywała m.in. w szpitalach w Paryżu. Brała tam udział w tzw. zebraniach prenatalnych, podczas których lekarze omawiali przypadki nienarodzonych dzieci, u których stwierdzono jakieś wady. Jak zaznacza, często podejmowano tam decyzję o aborcji, nawet kiedy wady nie były poważne.

„To jest mechanizm powtarzający się wszędzie. Rozmiękczanie opinii publicznej zawsze zaczyna się od epatowania ekstremalnymi przypadkami, a celem jest uznanie aborcji za prawo człowieka. Oczywiście nie tego, który w jej wyniku życie traci. Na niego wyrok zapada np. po stwierdzeniu niewielkiego ubytku w przegrodzie międzykomorowej. We Francji, w takiej sytuacji, przekonuje się matkę, że nie ma po co tworzyć sobie problemu, w następnej ciąży dziecko będzie bez wad” – wspomina lekarka.

Opowiada także o swojej obecnej pracy w domowym hospicjum dla dzieci. Opiekuje się dziećmi z wadami wrodzonymi i przewlekle chorymi. Także takimi, których choroby rozpoznano przed narodzeniem. Jak pisze, stara się „pomóc tym dzieciom, ich matkom i ojcom, żeby nie cierpieli, żeby ich życie było choć trochę lepsze”.

„Wydaje mi się, że żadna z matek moich pacjentów nie żałuje urodzenia chorego dziecka. Rozmawiamy czasem o śmierci, ale póki dziecko żyje, chcą ten moment odsuwać tak długo, jak to jest po ludzku możliwe. Czy kiedy musiały stanąć wobec tak dramatycznego wyzwania, nie miały chęci uciec? Nie pytam. Każdy z nas ma pokusy. One podjęły wyzwanie. Może dlatego, że nikt nie zaproponował im tzw. terminacji ciąży, za to ktoś powiedział im o opiece hospicyjnej. I tej perinatalnej, i tej dla już urodzonych dzieci” – tłumaczy.

Jak zaznacza, to bardzo ważne, żeby mówić o takiej formie opieki zamiast nakłaniać do aborcji.

„To nieprawda, że takim dzieciom i rodzicom nie można pomóc w żaden sposób. Raczej konieczne i niezbędne, aby cały personel medyczny miał świadomość, że istnieją takie formy opieki. Konieczne jest zapewnienie instytucjom hospicyjnym odpowiedniego zaplecza materialnego, aby łatwiej było znajdować chętnych do pracy. Wiem, że to wszystko są zadania niełatwe, a terminacja to sprawa szybka i jednorazowa. I tania. Tylko już nie zasłaniajmy tego wyrachowania i wygodnictwa wzniosłymi słowami” – kończy autorka.

Źródło: Christianitas.org

« 1 »

reklama

reklama

reklama