"Old fashioned" czyli detoks z antykwariatu (recenzja)

„Old fashioned” to historia o tym, jak dwójka "średniaków", ze swoją mniej lub bardziej banalną przeszłością, może wpłynąć na siebie nawzajem oczyszczająco i stworzyć wielką, piękną miłość.

Film „Old fashioned” to nie typowa opowieść religijna, psychologiczna czy romans, lecz każdy wielbiciel tych gatunków znajdzie coś dla siebie.

Główny bohater, Clay Walsh, prowadzi antykwariat, który jest jego bezpieczną przystanią, pozwalającą mu żyć, według własnych zasad, z dala od ludzi i pokus, które w jego szalonej młodości sprowadzały go na złą drogę. Czuje się winny i odpowiedzialny za błędy przeszłości. Jako odkupienie, stawia sobie za cel bycie przyzwoitym, w czym mają mu pomóc rygorystyczne zasady, które inni postrzegają jako dziwaczne, a samemu Clayowi sprawiły przydomek "religioso", co można przetłumaczyć jako "zdewociały". Dla otoczenia, jego teorie zdają się być zbyt idealistyczne, wymagające i staromodne (ang. old fashioned), przez co zamyka się na ludzi, uznając ich za niedoskonałych oraz na Kościół, który początkowo pomógł mu w nawróceniu, lecz potem - według niego - okazał się jedynie miejscem spotkań hipokrytów, nietrzymających się przykazań.

Wieloletnie zamartwianie się przeszłością i samopotępienie sprawia, że Clay staje się ofiarą własnych zasad i ograniczeń. Choć dumnie wierzy w słuszność obranej ścieżki, ta doprowadza go ślepego zaułku, z którego nie wie jak wyjść, ale też, z którego cofnąć się nie chce.

W tym momencie pojawia się Amber, szukająca swojego miejsca na świecie dziewczyna z bagażem przeszłości. Pomimo trudności i krzywd, których doznała, w swoich poszukiwaniach nie poddaje się i pozostaje otwarta na innych. W każdym jednak momencie jest gotowa, aby kolejny raz wyruszyć w inne miejsce, które tym razem może okazać się jej domem, w którym już pozostanie.

Los sprawia, że Amber poznaje Claya i zamieszkuje nad antykwariatem. Jego osobliwe podejście do relacji damsko-męskich i szorstkie nastawienie do kogokolwiek, nie tylko nie zniechęcają jej, lecz stają się powodem jej żywego zainteresowania. Raz po raz przekracza granicę jego strefy bezpieczeństwa, ale w sposób subtelny i nienachalny, sprawdzając fundamenty jego teorii, a z czasem krusząc mur absurdu zasad, który odgradzał go od bycia szczęśliwym.

Zrozumienie procesu dotarcia do głównego bohatera oraz jego oczyszczenie z przeszłości wymaga, aby widz na bieżąco wiedział, co kluczowe postacie w danej chwili mają na myśli. Pomagają w tym przeróżne, zastosowane przez reżysera, zabiegi, takie jak wspólne odpowiadanie na pytania z podręcznika do kursu przedmałżeńskiego, rozmowy ze starszymi ludźmi czy plotkowanie w pracy. Kontekst sytuacyjny zbudowany jest wokół antykwariatu, z którego jednak świat rozpusty i niskich wartości jest na wyciągnięcie ręki, a niekiedy wręcz przenika za pomocą audycji radiowych o szowinistycznych i hedonistycznych poglądach.

Przedstawiona historia, jak i cała kompozycja filmu, może być dla współczesnego widza formą detoksykacji mentalnej. Na próżno szukać wyszukanych efektów specjalnych czy wykorzystywania przez bohaterów nowoczesnych technologii. Staromodnymi metodami, w żółto-niebieskich barwach, zostają przedstawione współczesne problemy i zadane pytania, które nadal pozostają aktualne i na które warto samemu sobie odpowiedzieć.

Film "Old fashonied" w reżyserii Rika Swartzweldera wchodzi do polskich kin 23 czerwca. Dystrybutorem filmu w Polsce jest Kondrat Media. Patronat medialny objęła Katolicka Agencja Informacyjna.

Bartosz Suchecki / Warszawa

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama